Ilu z nas trzyma w prywatnym basenie hipopotama, a w przydomowym ogródku żyrafę? Pewnie nikt, ale lepiej dmuchać na zimne. Sejm w 2004 r. przyjął ustawę o ochronie przyrody, w której zakazano hodować i trzymać poza ogrodami zoologicznymi, placówkami naukowymi prowadzącymi badania nad zwierzętami i cyrkami niebezpieczne dla życia lub zdrowia ludzi zwierzęta. Już posiadane należy nieodpłatnie oddać do zoo. Za ich domowy chów grozi kara aresztu albo grzywny.
Minister środowiska wydał rozporządzenie z wykazem kilkudziesięciu gatunków i grup gatunków takich zwierząt. Za niebezpieczne uznano m.in. słonie lądowe (groźba stratowania) i morskie (przygniecenie i utopienie), hipopotamy (przygniecenie i pogryzienie), żyrafy (kopnięcie), nosorożce (stratowanie), ratele (oblanie cuchnącą substancją), niedźwiedzie (rozszarpanie), piżmowoły (atak potężnymi rogami), małpy człekokształtne (pogryzienie i infekcje), pumy (rozszarpanie), krokodyle (pogryzienie), pytony (uduszenie), węgorze elektryczne (niebezpieczeństwo porażenia prądem). Rozporządzenie obowiązywać miało od jesieni 2005 r., ale ministrowie środowiska (z PiS, a ostatnio już z rządu PO-PSL) termin ów z roku na rok przesuwają. W 2008 r. sytuacja zapewne się powtórzy. Ministrowie obawiają się protestów hodowców zwierząt. Bez finansowego wsparcia 90 proc. ogrodów zoologicznych nie przyjmie dodatkowych zwierząt.
Nici wyszły z planu budowy specjalistycznego ośrodka do przetrzymywania niebezpiecznych zwierząt (w tym pochodzących z przemytu). Ministerstwo Środowiska chce teraz rygorystyczne przepisy ustawy złagodzić. Niebezpieczne zwierzęta zostaną podzielone na większą liczbę kategorii, a hodowcy, jeśli spełnią określone warunki i wykażą się odpowiednimi kwalifikacjami, dalej będą mogli je trzymać.