Archiwum Polityki

O kochaniu

Sto lat temu – 22 maja 1900 r. rodził się Vitezslav Nezval. Trzydzieści lat temu Zbyszek Benedyktowicz przyniósł na pijacką imprezę tomik jego wierszy. Chlaliśmy wódę i słuchali poematu o Edisonie. Wódka była zimna i smaczna, a Zbyszek deklamuje cudownie. Więc nagle zrobiła się noc zaczarowana. Siedzieliśmy z Nezvalem za pan brat i nic nas już nie obchodziła żmudna jesień za oknami. Zresztą u Nezvala jesieni nie ma. Jest ból, jest umieranie, ale zmierzchy są właśnie najpiękniejsze.

Tu ważna dygresja. Ukochanie poezji Nezvala zawdzięczam nie tylko Zbyszkowi Benedyktowiczowi. Tłumaczył ją Józef Waczków. Mówi się o Tadeuszu Boyu-Żeleńskim, że podarował nam szmat literatury francuskiej, za co dostał i Legię Honorową, i zachwyt pokoleń. I słusznie! Natomiast Józef Waczków dał nam w prezencie piśmiennictwo czeskie. Uboższego tłumaczył brata, więc i nie spotkały go należne honory. Moja najgłębsza wdzięczność to żadna rekompensata. Ową jednak deklaruję i ślę najserdeczniejsze podziękowania.

Wróćmy jednak do Nezvala. Jest to poeta toporny. Prawie zawsze – tak się nam w pierwszym momencie wydaje – jest o jedno słowo lub o jeden wers za dużo.

„pijak kobiet pięknych złych skłonnych do zdrad
pijak upojenia grozy krwawych zwad
pijak zła co nęka jątrzy i rozrania
pijak lęków smutku życia – umierania...”.

Po co jeszcze te „upojenia grozy krwawych zwad”? Taki jednak właśnie Nezvala barok. On przeładowuje obrazami słowo. I czasem słowo z trudem ten bagaż unosi. Ale to, jak owa dekoracja z niekończącą się ilością półgołych aniołków w kościele świętych Piotra i Pawła w Wilnie czy świętej Anny w Krakowie, stanowi o pięknie jego frazy.

Polityka 21.2000 (2246) z dnia 20.05.2000; Stomma; s. 114
Reklama