Archiwum Polityki

Takie mini, że aż nano

Pomysły do niedawna zgoła fantastyczne, dzięki nanotechnologii stają się rzeczywistością. Nie zauważamy tego jednak, bo wszystko dzieje się na poziomie organizacji materii niedostrzegalnym dla ludzkiego oka.

Sztuka często wyprzedza życie. W 1966 r. Hollywood zaprezentował swoją wizję nowego wspaniałego świata nanomedycyny w filmie „Fantastyczna podróż”. Fabuła jest prosta: dzięki tajemniczym, niezbyt precyzyjnie wyjaśnionym eksperymentom zespołowi lekarzy udaje się tak skurczyć, że odpowiednio niedużą i stosownie wyposażoną łodzią podwodną mogą dostać się do krwiobiegu pacjenta ze skrzepem w mózgu, usunąć powstały zator i powrócić w kropli łzy do rzeczywistego świata. Choć ten naiwny pomysł usprawiedliwiony był jedynie dydaktycznym charakterem filmu, który miał pokazać, jak funkcjonuje ludzki organizm, był on pod pewnymi względami proroczy. Pod koniec 2005 r. chemikom z Rice University udało się skonstruować miniaturowy „samochodzik”, a dokładnie biliony takich samochodzików, będących pojedynczymi molekułami i poruszających się na czterech kołach z kulistych węglowych fulerenów. W następnym roku poszli dalej – wyposażyli ten pojazd w silnik, którym jest miniaturowy wiatraczek napędzany światłem. Nie udało się jednak zminiaturyzować inteligentnego kierowcy, by mógł zasiąść za jego kierownicą.

W doniesieniach o sukcesie uczonych z Rice odzywa się echo słynnego wykładu noblisty i genialnego amerykańskiego fizyka Richarda Feynmana, zatytułowanego „There’s Plenty of Room at the Bottom” (Na dole jest wiele miejsca), wygłoszonego w 1959 r. Zapowiadał w nim narodziny nanotechnologii. Miejsca jest istotnie sporo – na parkingu o rozmiarach grubości włosa zmieściłoby się rządkiem 25 tys. tych molekularnych samochodzików.

Miniaturyzacja ma jednak swe granice, nakreślone podstawowymi prawami natury, wynikającymi z mechaniki kwantowej.

Polityka 1.2008 (2635) z dnia 05.01.2008; Nauka; s. 72
Reklama