Archiwum Polityki

Bunt młodych

My wszyscy z tego roku! W czterdziestolecie rewolty młodzieżowej nadchodzi fala nostalgii za wielkim odlotem lat sześćdziesiątych.

Im więcej się kocham, tym bardziej chcę robić rewolucję, im bardziej robię rewolucję, tym więcej chcę się kochać. To jedno z tysięcy haseł wypisywanych na murach Sorbony i innych gmachów Paryża w maju 1968 r. Tak się dotąd ani o rewolucji, ani o miłości nie mówiło. Nie łączyło się polityki z seksem. A już na pewno nie w salach szacownych świątyń wiedzy. Tylko że to jest rok światowej rewolty studentów i nagle wszystko jest możliwe. Wszak „zabrania się zabraniać”, a „wyobraźnia bierze władzę”, jak krzyczą z murów slogany powtarzane w Berlinie Zachodnim, Mediolanie, Zurychu, Londynie, Amsterdamie, Kordobie, San Francisco, Buenos Aires.

Argentyński pisarz Julio Cortazar pisze wiersz-migawkę z majowej paryskiej ulicy: „Słuchaj, jedyna, słuchaj hałasu ulicy/To jest dzisiejszy wiersz, to jest dzisiejsza miłość. Raz jeszcze rytm jest jedynym przejściem: Rodin, Ucello, Cohn-Bendit, Nanterre/pierwsza barykada na Boul’Mich o świcie, filiżaneczka kawy pośród manifestantów, czasami czułość/Rytm nocy w głosie Marcuse’a, hałas uliczny, Levi-Strauss, Jewtuszenko, nazwy miłości zmieniają się jak dni, dziś to Jean-Luc Godard, a jutro Polański/studenci atakują czas pod pałkami bestii w skórach” (przeł. Zofia Chądzyńska).

Bestie w skórach to francuskie ZOMO, wyprowadzone na ulice Paryża przeciwko studenckim radykałom. Daniel Cohn-Bendit to idol młodej kontestacji. „Wszyscy jesteśmy niemieckimi Żydami” – skandują paryscy studenci, gdy tuba francuskiej stalinowskiej partii komunistycznej dziennik „L’Humanité” składa donos na Cohn-Bendita, że jest niemieckim Żydem, który robi zamieszanie w nie swoim domu. Bo młoda kontestacja, choć maszerowała pod czerwonymi sztandarami i portretami Marksa, Lenina i Mao, budziła w Europie i USA niechęć establishmentu tak samo jak ortodoksyjnej, starej lewicy.

Polityka 1.2008 (2635) z dnia 05.01.2008; Raport; s. 28
Reklama