Archiwum Polityki

Nauki po PiS

Dwa lata rządów Prawa i Sprawiedliwości, ostatnia kampania i wybory były dla wszystkich okresem intensywnej nauki. Powinniśmy ją dobrze zapamiętać. A także wyciągnąć wnioski, jeśli nie chcemy recydywy.

Najpierw zwycięstwo w 2005 r., a następnie porażka PiS w ostatnich wyborach nie były po prostu normalną w cyklu demokratycznym zmianą władzy, gdy po jednej formacji do rządzenia przystępuje inna.

Jeszcze dwa lata temu można było sądzić, że po prostu odbyły się kolejne wybory, w których wyraźna większość wybrała wielką koalicję POPiS, zapowiadającą naprawę Trzeciej Rzeczpospolitej. Spodziewano się, że w praktyce rządzenia nowa koalicja połączy wspólne – dość powszechnie aprobowane – cele, i będzie do nich dążyć zgodnie ze standardami państwa nie tylko sprawiedliwego i prawnego, ale też obywatelskiego.

Nie brak było, co prawda, silnych przesłanek do obaw, że Jarosław Kaczyński szykuje jednak zmianę radykalną, że wcale nie będzie chciał układać się z kimkolwiek i szukać kompromisów programowych. Że będzie dążył do rozbicia bądź też opanowania cyklu demokratycznego tak dalece, by zawsze po rządach PiS następowały kolejne rządy PiS. Przecież już wtedy wyraźnie dawał do zrozumienia, że nie chodzi o rutynową wymianę władzy, ale o przełom, rewolucję, o nowy początek, zanegowanie wszystkiego, co było w III RP. To ważna nauka: o ile nie warto wierzyć w każdą obietnicę dobrobytu, trzeba wierzyć politykom, kiedy rzucają groźbami.

Rzeczywiście, przez te dwa lata bez skrupułów i bezwzględnie Jarosław Kaczyński próbował opanować demokrację po to, by w rezultacie opanować państwo, zmienić je w posłuszne narzędzie, a w konsekwencji zmienić Polaków na swoją modłę i wedle zamiaru. Tę ideologię i tę praktykę opisywaliśmy wielokrotnie (zob. naszą książkę, zbierającą artykuły z lat 2005–2007, „Cień Wielkiego Brata. Ideologia i praktyka IV RP”) i w tym opisie nie zmieniamy po czasie ani słowa.

Mieliśmy do czynienia z polityką, która przy pomocy cynicznie skonstruowanej w parlamencie większości, opartej na lęku przed wyborami (PiS plus Samoobrona i LPR), doprowadziła do tego, że opozycja i opinia publiczna zostały właściwie całkowicie z niej wyłączone, w tym sensie, że jakikolwiek protest czy usiłowanie przeciwstawienia się jej skutkom nie miały żadnej siły sprawczej.

Polityka 1.2008 (2635) z dnia 05.01.2008; Kraj; s. 16
Reklama