Zaczęło się to dwa, trzy lata temu – opowiada Tadeusz Węsierski z Komendy Miejskiej Policji w Sopocie. – Połowinki gimnazjalne odbywają się bez udziału szkoły, ale właścicielowi lokalu mówi się, że szkoła o wszystkim wie. Połowinki jednego z gdańskich gimnazjów zgromadziły 600 uczniów. Skąd się wziął alkohol, nie bardzo wiadomo.
Szefostwu Klubu 70 hasło połowinki gimnazjalne nie jest obce – w niedziele zdarzają się tu imprezy zamknięte dla nieletnich, także gimnazjalistów. Wspomina się te balangi bez entuzjazmu. Chodzi głównie o zniszczenia. Najmłodsi – powiada menedżer klubu – nie kontrolują swoich reakcji. Dzieciaki, chcąc pobalować w klubie, muszą znaleźć pełnoletniego patrona, który wynajmie salę i weźmie odpowiedzialność za całokształt. Może to być bardziej liberalny rodzic, starszy brat, a nawet kolega. Ponieważ jest to impreza prywatna, rządzi się podobnymi prawami jak urodziny urządzane w domu.
Gimnazjalne uchlanie się – mówiąc bez ogródek – zaczyna być znakiem wejścia w dorosłość. Smak alkoholu zna już wtedy zresztą większość uczniów. Mirosława Prajsner, psycholog społeczny i filozof, w 2007 r. przeprowadziła w kilku miastach badania na reprezentatywnej próbie uczniów gimnazjów oraz ich rodziców. Wyszło z nich, że alkohol piło 63 proc. uczniów z klas I i 87 proc. z klas III. Prawie co czwarty pierwszak i co drugi trzecioklasista pił w ciągu 30 dni poprzedzających badanie. Stan upicia miało za sobą 20 proc. pierwszaków i co drugi uczeń klas III. W I klasach doświadczenie z narkotykami miało 11 proc., w III – 26 proc.
– Młodzież uważa, że spotkanie bez alkoholu nie ma sensu – twierdzi sopocki policjant. – Picie stało się normą obyczajową w środowisku młodych ludzi – potwierdza Mirosława Prajsner.