Tylko raz ludzie oglądali z bliska największą głębię świata – mroczną otchłań Challenger Deep w Rowie Mariańskim na Pacyfiku. Było to 23 stycznia 1960 r. Tego dnia Jacques Piccard i Don Walsh wsiedli do batyskafu „Trieste” i rozpoczęli podróż w dół Rowu. Metalowa kula ledwie mieściła dwie osoby i była podwieszona do dużo większego pływaka. Po pięciu godzinach dotarli na dno – przyrządy pomiarowe pokazały 10 911 m poniżej poziomu morza. Byli w najniższym miejscu planety. Po dwudziestu minutach wyruszyli w drogę powrotną – trzy godziny i piętnaście minut poźniej znów mogli odetchnąć świeżym powietrzem.
Wyczyn „Trieste” był w większym stopniu zasługą jego konstruktora, szwajcarskiego naukowca i wynalazy Auguste’a Piccarda, niż dwójki śmiałków, którzy wsiedli do jego batyskafu. Piccard to postać niezwykła. Przed II wojną światową wzniósł się na wysokość ponad 20 km w specjalnej ciśnieniowej gondoli, którą sam zbudował i podwiesił do balonu. Po wielu takich lotach doszedł do wniosku, że podobną gondolę można, oczywiście po pewnych modyfikacjach, wykorzystać do badania głębin oceanicznych. Pierwszy w historii batyskaf mogący schodzić na duże głębokości był gotowy w 1948 r. i po kilku latach prób zszedł na rekordową wówczas głębokość 4176 m.
Współczesne batyskafy, znacznie większe, łatwiejsze do manewrowania i lepiej wyposażone w sprzęt badawczy, nie zapędzają się już tak głęboko.