Liberalny premier Danii Anders Fogh Rasmussen z sukcesem wyszedł z przyspieszonych, ogłoszonych w połowie kadencji wyborów parlamentarnych. Dały one jego liberalno-konserwatywnej koalicji mandat na kolejne cztery lata rządów zapoczątkowanych w 2001 r.
Duński cud zatrudnienia zapoczątkował rząd socjaldemokraty Poula Nyrupa, który był premierem w latach 90. Danię nękało wówczas bezrobocie sięgające 15 proc., wzrost był minimalny, a kraj przytłoczony wielomiliardowym długiem zagranicznym. Socjaldemokraci, przy sprzeciwie własnych związków zawodowych, dali wówczas pracodawcom możliwość łatwiejszego zwalniania zasiedziałych od lat pracowników, gwarantując im hojne zasiłki pozwalające przetrwać okres do znalezienia nowej pracy. Obecny premier Anders Fogh był wtedy neoliberalnym ultrasem, który w swej książce „Państwo minimum” propagował demontaż systemu bezpieczeństwa socjalnego i zdanie się na niewidzialną rękę rynku, mogącą wyrwać Danię z głębokiej zapaści.
Kiedy sam doszedł do władzy, uznał, że nie da się rządzić w Skandynawii odbierając społeczeństwu przywileje socjalne. Centroprawicowa koalicja, wspierana w dodatku przez skrajnie prawicową partię populistyczną, przyjęła socjaldemokratyczną politykę ekonomiczną jako swoją. Niemiecki minister finansów Peer Steinbrück nazwał takie działanie, upowszechniające się dziś i w innych krajach z Niemcami włącznie, politycznym piractwem. Ale czego się nie robi dla utrzymania władzy...
Duńska polityka społeczno-ekonomiczna znana jest dziś pod nazwą
flexicurity, co jest neologizmem utworzonym z angielskich słów flexibility (elastyczność) i security (bezpieczeństwo, tu w znaczeniu bezpieczeństwo socjalne) i od lat przyciąga do Kopenhagi polityków z innych europejskich krajów borykających się z problemem bezrobocia.