Skąd wziąć pieniądze na spełnienie żądań płacowych lekarzy, w zamian za ich zgodę na pracę dłuższą niż 48 godzin w tygodniu? Europejska dyrektywa regulująca czas pracy medyków, która czekała w zamrażarce, odkąd Polska przystąpiła do Unii, zacznie obowiązywać 1 stycznia – od tego dnia lekarzom przysługiwać będzie dłuższy odpoczynek, a nocne dyżury wliczane będą do czasu pracy. Za dobrowolną zgodę na dyżurowanie ponad limit lekarze żądają dwukrotnych stawek i choć nie są to niewyobrażalne kwoty (dyrektorzy szacują, że potrzeba im dodatkowo ok. 3 mld zł), przy obecnej obsadzie oddziałów nie są dziś w stanie zapewnić pacjentom całodobowej opieki.
Amoże za przykładem innych krajów – np. Wlk. Brytanii czy USA – tak zreformować pracę szpitali, by nocna opieka nie musiała oznaczać konieczności dyżurowania na każdym oddziale dublujących się zespołów lekarskich? Przestarzała struktura oddziałów nie przystaje do nowoczesnej medycyny opartej na ratowaniu życia w dobrze wyposażonych oddziałach ratunkowych i intensywnej terapii, większej samodzielności pielęgniarek, elektronicznym przesyłaniu danych. Zwrócił na to uwagę w branżowym piśmie „Służba Zdrowia” dr Marek Wójtowicz, chirurg i menedżer, były dyrektor szpitali, a obecnie szef lubelskiego oddziału NFZ. Jego zdaniem można zapewnić bezpieczeństwo pacjentom bez tradycyjnych dyżurów – wymaga to tylko odwagi i rezygnacji z utartych schematów. Bo co stoi na przeszkodzie, by po wieczornym obchodzie opiekę nad chorymi pozostawiać lekarzom stażystom i pielęgniarkom (wykonującym w razie potrzeby telefoniczne polecenia specjalisty siedzącego w domu, z dostępem do terminali komputerowych przesyłających takie dane jak EKG, RTG i badania laboratoryjne)?
Zamiast utrzymywać w wieloprofilowym szpitalu dyżurujące zespoły chirurgów na każdym oddziale zabiegowym, może wystarczy jeden na izbie przyjęć?