Ewa Winnicka: – Do tej pory IPN miał kłopot, żeby zlustrować 27 tys. osób, bo tyle podlegało poprzedniej ustawie. Procesy ciągnęły się latami. Za to teraz wpłynąć ma ponad 20 razy więcej oświadczeń lustracyjnych. Może nawet 700 tys. Czy to się może udać?
Antoni Dudek: – Na razie nie mamy pojęcia, ile oświadczeń lustracyjnych wpłynie do IPN i wszystkie możliwe liczby potencjalnych lustrowanych, które krążą w mediach, są wzięte z sufitu. Nikt nie przeprowadził rzetelnego szacowania, ile osób podlega pod te pięćdziesiąt parę kategorii wymienionych w ustawie. Formalnie skalę lustrowanych będziemy znali za dwa miesiące, kiedy spłyną oświadczenia. Skala nowej lustracji jest ogromna i można mieć uzasadnione wątpliwości co do jej wykonalności. Ja nie jestem jej zwolennikiem.
Co panu w niej najbardziej przeszkadza?
Ustawa jest niezwykle skomplikowana, przez tę komplikację – niejednoznaczna i jeśli w ogóle wykonalna, to w perspektywie kilkunastu lat. Rodzi spory interpretacyjne w przypadku wielu kategorii osób wezwanych do składania oświadczeń. Kategorie nie zawsze są jasne i w rezultacie nie wiadomo do końca, kto powinien nadesłać oświadczenie, a kto nie.
Jakie kategorie są sporne?
Dziennikarze na przykład. Nie potrafimy zdecydować, czy osoba, która pisze jeden artykuł rocznie, podlega tej lustracji czy nie. Czy współpracownik piszący raz na miesiąc podlega? Największy problem będzie z samorządowcami. Już rozdzwaniają się telefony z kraju z pytaniami, czy na przykład skarbnik rady powiatu powinien składać oświadczenie czy nie. I nie wiemy, co odpowiedzieć. Brak precyzji ustawodawcy będzie rodził szereg kolejnych problemów.
Co w związku z brakiem precyzji powinien zrobić redaktor naczelny?