Archiwum Polityki

Niegospodarni

Planów zagospodarowania jest niewiele, a zapowiadane przepisy zniechęcą do robienia następnych.

Według planu warszawski Żoliborz Przemysłowy ma być tonącym w zieleni miasteczkiem ze średnio wysoką zabudową. – Projekt autorstwa profesora Kicińskiego jest gotowy od roku, ale do uzgodnienia nie został przekazany. Tymczasem wydawane są decyzje o warunkach zabudowy, które pozwalają na koncentrację na tym terenie wysokiego budownictwa. Tam, gdzie miał być pas usług, będą bloki. Nie ma rezerwy terenów pod szkoły, przedszkola. W jednym wydziale stołecznego Biura Architektury i Planowania Przestrzennego leżakuje projekt planu zagospodarowania, w drugim wydane są decyzje o warunkach zabudowy sprzeczne z tym planem – mówi Grzegorz Buczek, urbanista, wykładowca na Wydziale Architektury Politechniki Warszawskiej.

Tak zwane miejscowe plany zagospodarowania, określające ład przestrzenny na wybranych obszarach, są opracowywane przez gminy na mocy ustawy z 1994 r. Ta sama ustawa zobowiązywała je do sporządzania generalnych „studiów uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego”. Od tego gminy się nie uchylają: z takiego studium nie wynikają zobowiązania finansowe, koszty opracowania nie są duże. Studia istnieją prawie we wszystkich gminach. Gorzej z planami miejscowymi, które muszą być zgodne z kryteriami przyjętymi w studium, a przy tym – szczegółowe.

W Warszawie od dawna mówi się o ponad stu powstających miejscowych planach zagospodarowania (ostatnio o 160). Tymczasem w 2005 r. uchwalono jeden plan, w ubiegłym roku – dwanaście. Do połowy 2003 r. (tj. pod rządami poprzedniej ustawy o planowaniu przestrzennym) można to było jakoś usprawiedliwiać. Zaskarżanie planów do NSA powodowało zawieszenie prac i wydłużenie procedury. Teraz skargi nie wymuszają przerw. W Łodzi, która stara się przyciągnąć inwestorów, plan dla terenów pod fabrykę firmy Gillette powstał w pół roku.

Polityka 32.2007 (2616) z dnia 11.08.2007; Rynek; s. 55
Reklama