1 000 000 zł wynosiła cena wywoławcza obrazu Tadeusza Makowskiego „Improwizowane święto” wystawionego na sprzedaż na aukcji Pol-Swiss Art w Warszawie.
1 400 000
– to kwota, jaką po zażartej licytacji był gotów zapłacić jeden z kupców. 1 500 000 – taki limit wyznaczył dotychczasowy właściciel. Obraz pozostał więc w domu aukcyjnym i trwają negocjacje między sprzedającym a kupującym. Zapewne obie strony się dogadają, bowiem płótno jest wyjątkowe i można przypuszczać, że nieprędko na polskim rynku sztuki pojawi się dzieło tej klasy. A to by oznaczało najwyższą cenę, jaką osiągnięto na rodzimych aukcjach od ładnych paru lat. Licytacja obrazu Makowskiego była jak dotychczas największą atrakcją jesiennego sezonu aukcyjnego. Ale nie jedyną. Na tej samej aukcji sprzedano efektowne „Finale z tryptyku Kobieta”Jacka Malczewskiego za 221 tys. zł., „Peinture” Tadeusza Kantora – za 125 tys., a „Pejzaż” Zygmunta Menkesa – za 95 tys. Natomiast przed trzema tygodniami na licytacji w domu aukcyjnym Agra za 540 tys. zł właściciela zmienił „Wyjazd z Wilanowa” Józefa Brandta oraz dwie fantastyczne pastele Witkacego (za 50 i 108 tys.). Pierwsze jesienne aukcje dowiodły, że gusty zamożnych polskich kolekcjonerów nie zmieniają się.