Niczego nie można się dowiedzieć. Na pytanie: jakie leki dostaję, uzyskałam odpowiedź, że właściwe. Personel wymusza pozycję leżącą na fotelu ginekologicznym. Poród w wodzie obwarowany jest tyloma warunkami, że nie ma na to szans. Wanna pozostaje zatem nieprzydatną wystawą. Jeśli chodzi o intymność, jest dramatycznie. Jednocześnie odbywają się badania ginekologiczne i badania tętna płodu. Jedyną zasłoną są dwa parawaniki z przezroczystej firanki. Ja miałam okazję obejrzeć cztery badania ginekologiczne – niezwykle dokładnie. Nikt nie pyta kobiety o zgodę na obecność osób trzecich przy badaniu. Byłam też świadkiem wykonywania lewatywy przy uchylonych drzwiach”.
„Do szpitala trafiłam z solidnymi skurczami. Pani na izbie przyjęć była wstrętna. Mimo że był ze mną mąż, nawet nie raczyła na niego spojrzeć. Wszystkie pytania kierowała do mnie, pomimo że nie byłam już w stanie mówić. Na porodówkę musiałam dowlec się sama, w pokrwawionej szpitalnej koszuli, mijając inne pacjentki i ich gości, którzy miłosiernie odwracali głowy”.
„Na korytarzach wiszą tablice informujące o prawach pacjentki i o tym, że pewne zabiegi wykonuje się za jej zgodą. To czysta kpina. Nikt mnie nie pytał o golenie krocza, które wykonano przy trzech lekarzach i kilku pielęgniarkach. Cesarskie cięcie wykonano w nocy, a na informację o stanie zdrowia dziecka czekałam do godziny drugiej następnego dnia. Pobyt w klinice skończył się dobrze, bo moje dziecko jest zdrowe, nie pamiętam już dziś bólu po cesarskim cięciu, ale dobrze pamiętam uczucie strachu, niepewności i poniżenia”.
„Sama byłam świadkiem, jak jedna z lekarek spoliczkowała rodzącą kobietę i nawrzeszczała na nią, że za dużo krzyczy i nie dojrzała do macierzyństwa”.
Te opowieści pacjentek Szpitala Klinicznego nr 9 Śląskiej Akademii Medycznej w Bytomiu nie pochodzą z lat 90.