Eustachy Rylski (ur. 1944) ma dar, którego mogą mu zazdrościć inni krajowi pisarze – potrafi opowiadać. Jakkolwiek staroświecko może to zabrzmieć, dla Rylskiego literatura jest przede wszystkim sztuką opowiadania ciekawych historii, o czym przekonał już głośnym debiutem z połowy lat osiemdziesiątych, dyptykiem „Stankiewicz. Powrót”.
„Warunek” to na pierwszy rzut oka klasyczna powieść historyczna. Nawet zaczyna się opisem przyrody: „Jesienny świt na pustej, odkrytej przestrzeni, poprzecinanej brzozowymi zagajnikami. Z wilgotnych oparów mgły wyłoniła się szpica szwadronu idącego stępa. Kilkunastu jeźdźców w nieuporządkowanym szyku, prowadzonych przez młodego oficera o brawurowej urodzie, przygaszonej tylko nieco zmęczeniem, jakie niesie wojna”. Ów oficer na czele oddziału to kapitan Rangułt, sławny żołnierz, a wręcz jeden z najsławniejszych w polskiej armii idącej z Napoleonem zdobyć Moskwę. Są już blisko celu, a jednak następuje, niczym w dobrze napisanym filmie, nieoczekiwany zwrot akcji, w rezultacie dziarski szwoleżer rozpoczyna powrót z wojny.
Najpierw jednak spotka na swej drodze porucznika Semena Hoszowskiego, kuriera z kwatery wodza naczelnego, i zdarzenie to odmieni życie obu. Bohaterowie Rylskiego są zawsze wyraziście scharakteryzowani i tak też jest tym razem, więc czytelnik nie ma najmniejszej wątpliwości, że spotkali się dwaj ludzie zupełnie do siebie niepodobni. Rangułt jest hrabią, typem rycerza trochę błędnego, dla którego wojna jest życiem, a Napoleon bogiem. Hoszowski, syn ubogiego popa z Wołynia, nie widzi nawet powodu, żeby wypić z dzielnymi oficerami zdrowie cesarza. To dla nich obraza. Kurier zostaje wyzwany na pojedynek przez Rangułta, który jednak się nie kończy wskutek interwencji sił zwierzchnich, z tym że Hoszowskiemu pozostał w zapasie jeden strzał, i z tą przewagą nad szwoleżerem chce udać się w swoją drogę.