Co czwarty respondent deklaruje, że pójdzie do drugiej tury, ale jeszcze nie wie, na kogo zagłosuje. O nich będzie się toczyć bój. Z badania widać, że elektorat tych kandydatów, którzy nie weszli do drugiej tury, został wstępnie (bo jeszcze nie padły wezwania liderów) rozparcelowany. Tuskowi udało się zwerbować stosunkowo więcej zwolenników Borowskiego niż Kaczyńskiemu – Leppera, ale przewodniczący Samoobrony miał znacznie lepszy wynik od lidera SDPL. Tusk przygarnął też większość wyborców pozostałych kandydatów. Ma też przewagę, jeśli chodzi o sympatie tych, którzy nie wzięli udziału w pierwszej turze głosowania na prezydenta. Okazuje się, jak kapryśni są wyborcy, jak łatwo przerzucają sympatie: pojawienie się tak wielu zwolenników antyliberalnego, zrewoltowanego Leppera, którzy teraz chcą głosować na Tuska, i podobne zjawisko w przypadku zwolenników lewicowego przecież polityka Borowskiego dowodzi, że ideologia, głębokie motywacje nie odgrywają w tych wyborach większej roli.
Specjaliści od politycznego marketingu mówią czasami o trzech fazach kampanii: pierwsza to budowanie wizerunku, druga to atakowanie przeciwnika i trzecia – pokazanie wyborcom, po co się idzie do władzy. Z wyników sondaży z ostatnich kilku tygodni widać, jak świetnie poszła Tuskowi pierwsza faza, jak skutecznie zbudował swój wizerunek, co zaowocowało świetnymi wynikami w sondażu „Polityki” (i wszystkich innych) w sierpniu i na początku września (patrz wykres). Kaczyński budował image wcześniej i przed Tuskiem on brylował w sondażach. Faza atakowania rywala wyraźnie lepiej wyszła właśnie kandydatowi PiS: Kaczyński nieco zyskał, ale – co ważniejsze – Tusk sporo stracił. Teraz przychodzi czas na trzecią fazę, która stawia Tuska w trudnej sytuacji.