Inwentaryzacja planetoid krążących niebezpiecznie blisko Ziemi, rozpoczęta przez NASA w końcu XX w., obejmuje obecnie prawie 2,5 tys. obiektów, w tym 500 przekraczających średnicę 1 km. Uderzenie tak dużego ciała kosmicznego można porównać tylko do eksplozji jądrowej o sile setek megaton – z wyjątkiem promieniowania wszystkie pozostałe efekty są podobne. Największe planetoidy o średnicy kilku kilometrów mogą wyzwolić lawinę skutków globalnych: od zmian poziomu i składu chemicznego oceanów, poprzez drastyczne zmiany klimatu, aż do poruszenia ziemskiej osi obrotu.
Jest się czego obawiać – takiej katastrofy mogą nie przetrzymać niektóre gatunki organizmów żywych, w tym człowiek. Na szczęście wielkie kosmiczne kolizje, zwane z angielska impaktami, przydarzają się naszej planecie rzadko. Naukowcy, aczkolwiek różnie oceniają prawdopodobieństwo zderzenia, zgodni są co do zasady ogólnej: im większe ciało niebieskie, tym mniejsze prawdopodobieństwo kolizji. Pocieszają przy tym, że najgorsze już za nami – Ziemia przeżyła intensywne bombardowanie u swego zarania, około 4 mld lat temu. Od tamtej pory częstość uderzeń maleje. Można szacować, że małe obiekty, nieprzekraczające 100 m średnicy, mogą trafiać w Ziemię co kilka tysięcy lat; duże, do 1 km średnicy, co setki tysięcy lat, a największe raz na dziesiątki milionów lat.
Czy zagrożenie jest realne? Wystarczy przez lornetkę spojrzeć na powierzchnię Księżyca, by dostrzec tysiące kraterów meteorytowych. Gdyby na naszej planecie nie było wody, atmosfery i ruchów tektonicznych, nieustannie ją modelujących, to jej powierzchnia wyglądałaby dokładnie tak samo jak powierzchnia Księżyca: lej przy leju, krater przy kraterze, często wielokrotnie nałożone na siebie.