Archiwum Polityki

Śmieszne pieniądze

Chyba jedyna to rocznica w eskortowanym przez historię kondukcie rocznic, którą kwituje uśmiech: w październiku 2005 r. obchodzi setne urodziny polski kabaret. Przeżył dwie wojny światowe, monarchię, dyktaturę, komunę, stan wojenny, zatrzęsienie partii i partyjek odchodzących w nicość, gdzie gorycz klęski osładza smak konfitur z gruszek na wierzbie.

Nie da się podejrzeć kart Boga – powiada autorytet. W karty bożka humoru filować łatwiej – musiały go znudzić wygrane. Zaryzykował, wybierając na Betlejem nadwiślańskiego kabaretu Kraków. Liczący wówczas 60 tys. mieszkańców, pozbawiony politycznego znaczenia: siedzibą namiestnictwa, austriackich władz był Lwów. Dopiero w 1902 r. Kraków doczekał się elektrycznego tramwaju. Na wyposażeniu pogotowia ratunkowego znalazła się lektyka dla chorowitych prominentów. Telefon należał do rzadkości. Automobil wywoływał oburzenie, płoszył przecież konie. Jeszcze po latach góral wyjaśnił gościowi z Warszawy:
– A pan by się nie bał, gdyby zobaczył, że ulicą idą same portki?

Rozrywkę zastępowały spacery linią A–B

, bale dyrygowane przez Fikalskich, patriotyczne obchody sumiaste i żałobne, kawiarniane rytuały – giełda plotek, namiastka aktywności umysłowej. Plotka sięgała stratosfery towarzyskiej: dobrze urodzonych i jeszcze lepiej uradzonych dygnitarzy miejskich. Ale w jej zasięgu byli także artyści. Aktorzy (aktorki zwłaszcza), malarze szokujący czernią peleryn, ostentacją picia na umór i na kredyt, pisarze i dziennikarze. Skandaliści, jak przywiany z wielkiego świata Przybyszewski, unurzany w praiłach ducha. Nudnicy, jak poeta Rydel zamęczający rozmówców gadaniną. Impertynenci, jak Wyspiański. Krakowskich łyków bardziej niż wydziwaczone sztuki gorszyła odpowiedź, jakiej udzielił pankowi z herbem i sygnetem na palcu. Panek chciał, by Wyspiański namalował jego portret. Po chwili usłyszał:
– Nie widzę powodu.

Anegdotka zapamiętana przez Boya odtwarza klimat tamtych czasów. Hierarchie określały miejsce w szeregu. Odmówić komuś, kto stał wyżej? To nie mieściło się w głowie. I nagle w takim mieście kabaret.

Polityka 40.2005 (2524) z dnia 08.10.2005; Kultura; s. 74
Reklama