Archiwum Polityki

Jesteśmy, jacy jesteśmy

Co Aleksander Fredro może wiedzieć o młodych Anno Domini 2005? Okazuje się, że całkiem sporo. Michał Borczuch, reżyser, jeszcze student PWST, pokazał się w wystawionym w krakowskim Starym Teatrze „Wielkim człowieku do małych interesów” Fredry zabawny i chwilami jadowity portrecik swoich rówieśników. Jacy są dziś młodzi? Samodzielni, przedsiębiorczy, studiują, pracują, zbierają punkty do CV, marzą o udanej rodzinie. Tacy z pewnością też są, ale nie w tej bajce. Fredro pisał „Wielkiego człowieka” pod koniec życia, a z tej perspektywy młode pokolenie zawsze wydaje się mniej wartościowe niż własne. Autor „Zemsty” tak się przeraził obrazem wyłaniającym się spod jego pióra, że sztukę miejscami zmienił w farsę. Kpiąco-żartobliwej poręczy chwycił się także Michał Borczuch. Z pięcioaktowej sztuki wybrał kilkanaście scenek. Bohaterów, zamiast w wiejskiej posiadłości ich wuja i potencjalnego dobrodzieja Jenialkiewicza, umieścił w jednym pokoju i na jednej kanapie. Towarzystwo: trzy ładne panienki oraz trzej przystojni młodzieńcy, jak na przyzwoity reality show przystało, wszyscy wystylizowani, do błahych zajęć ubrani jak na duże wyjście, rozmawiają, planują, marzą. O czym: o spadku, o posadzie załatwionej dzięki rzekomym układom wuja, o tym, by ta lub ten, o którym myślą, spojrzał na nią lub na niego przychylnym okiem, czyli krótko mówiąc o niczym. Wałkonią się całymi dniami. Rewolucja obyczajowa, którą szykują, sprowadza się do tego, by panny mogły same prosić kawalerów do tańca. Ot, i ambicje na miarę „Baru”. Jesteśmy, jacy jesteśmy – zdają się z dumą mówić bohaterowie zgrabnej i zabawnej sztuczki Michała Borczucha.

Polityka 40.2005 (2524) z dnia 08.10.2005; Kultura; s. 60
Reklama