Archiwum Polityki

Pusty dom

Dobrze znany koneserom południowokoreański mistrz kina autorskiego Kim Ki-duk („Wiosna, lato, jesień, zima... i znowu wiosna”) realizuje średnio dwa tytuły rocznie i jeśli nadal utrzyma to tempo, jego filmografia będzie niebawem obfitsza niż lista osiągnięć innego wyczynowca – Woody'ego Allena, którego stać zaledwie na jedną premierę rocznie. Niezwykle płodna, zaskakująca formalnie twórczość Koreańczyka nie zawiera w zasadzie dzieł chybionych, a o jego kunszcie i oryginalności świadczy najlepiej „Pusty dom”, ubiegłoroczna produkcja uhonorowana nagrodą za reżyserię na festiwalu w Wenecji, uznana przez międzynarodową krytykę zrzeszoną w FIPRESCI za najlepszy film sezonu. W tym buddyjskim poemacie o reinkarnacji, rozegranym prawie bez słów, w głębokiej ciszy i skupieniu, świat jawi się jako palimpsest, którego ukryte znaczenie każdy musi odczytać samodzielnie. Symboliczna, irracjonalna fabuła sprowadza się do śledzenia dziwacznych z pozoru poczynań bezdomnego, który włamuje się do czasowo opuszczonych domów, pomieszkuje w nich, a następnie zmienia lokum, niczego nie kradnąc. Przebywając w obcych przestrzeniach, smakując style życia nieznanych mu ludzi, bohater przestrzega tajemniczego kodeksu, nakazującego mu uszanować odmienny porządek, a nawet go ulepszać. Jest kimś w rodzaju ducha przenikającego rzeczywistość w poszukiwaniu idealnej miłości. Piękna, niepokojąca baśń, która wydaje się zrazu opowieścią o niezrównoważonym psychicznie człowieku, niepostrzeżenie przekształca się w filozoficzną medytację na temat sposobów i granic poznania rzeczywistości.

Janusz Wróblewski

Polityka 40.2005 (2524) z dnia 08.10.2005; Kultura; s. 58
Reklama