Politycy nie mają w Internecie lekkiego życia. Ich słowa i gesty są bez skrępowania komentowane, przedrzeźniane, często doprowadzane do absurdu. Tuż po wyborach internetowe portale zatrzęsły się od dosadnych komentarzy: „Czy w Polsce będzie Disneyland? Premier – Kaczor, Donald – prezydent?” – dociekał internauta na portalu Onet. „Rzeczpospolita obojga Kaczorów” – podsumował wyniki forumowicz portalu Gazeta.pl.
W internetowym języku i obyczaju niemal wszystko jest dozwolone, a epitety gęsto używane. Włodzimierz Cimoszewicz w sieci znany jest głównie jako Cimoszenko, ostatnio Makler. Znany entomolog Stefan Niesiołowski, który właśnie zdobył senatorski mandat, w sieci zwany jest muchołapem, działacze partii braci Kaczyńskich pisiakami lub pisuarkami.
Zasada nierobienia żartów z nazwisk w mediach jest niemalże standardem, w Internecie nie ma zastosowania. Przed wyborami internauci rozsyłali opatrzone pieprznymi komentarzami zdjęcia plakatów wyborczych pechowców z kontrowersyjnymi nazwiskami. Przebojem stał się Jarosław Podyma 13, opatrzony ostrzeżeniem: „Uwaga trzynastolatki”. Na forach internetowych sążniście i rechotliwie natrząsano się też z kandydatki LPR o budzącym też niewybredne skojarzenia internautów nazwisku Ewa Missała.
Polityk jest w zasadzie bezbronny, jeśli tylko znajdzie się ktoś, kto chce i potrafi obśmiać go w Internecie. Medium to nadaje się do tego jak żadne: pozwala na prawie całkowitą anonimowość, a więc i bezkarność.
Nie można wykluczyć, że prócz rzesz internautów korzystają z tego sztaby wyborcze, uprawiając bezkarnie czarny PR wobec rywali. Do dziś działa rozsyłana przez Internet specjalna instrukcja, w której zaleca się wejście na stronę wyszukiwarki Google, wpisanie słowa „kretyn” i kliknięcie w link „szczęśliwy traf”.