Mamy bodaj pierwszy przypadek zaocznego skazania na bezwzględne więzienie, w dodatku tak kontrowersyjny. Adama Kowalskiego ukarano za czyn sprzed lat, nie uwzględniając istotnych okoliczności. Sąd skorzystał z obowiązującej procedury i wydał wyrok zaoczny, bo nie wiedział, że oskarżony ukrywa się nie przed wymiarem sprawiedliwości, ale bandytami.
Kowalski wychodził z pracy z kolegami, każdy z puszką piwa w garści. Dostrzegł to patrol policyjny. Mężczyzn wylegitymowano. – Panie, pan jesteś ścigany – oznajmił Kowalskiemu jeden z policjantów. – Sąd w Łukowie pana skazał. Masz pan rok do odsiadki.
Przewieziono go od razu do zakładu karnego. Na nic zdały się zapewnienia, że o wyroku nie wiedział, przed sądem w Łukowie nie stawał i nawet nie wie, za co ta kara. Policjant sprawdził coś w komputerze i wyjaśnił: – Wyrok zapadł zaocznie.
Adam Kowalski został skazany zaocznie na rok więzienia przez wydział grodzki Sądu Rejonowego w Łukowie. Zarzut dotyczył wyłudzenia w 1999 r. 3250 zł od Edwarda W. Kowalskiego zatrzymano wtedy i przesłuchano (nie przyznał się do zamiaru oszustwa), po czym zwolniono. Jeszcze w październiku 2001 r. Kowalski napisał oświadczenie, że będzie informował właściwe organy o każdorazowej zmianie adresu. Ale znikł.
Sędzia Ewa Przychodzka-Kasperska z wydziału grodzkiego Sądu Rejonowego w Łukowie, która jednoosobowo wydała nań zaoczny wyrok pozbawienia wolności, uważa, że nie ma w tym fakcie niczego niewłaściwego. – Oskarżony był powiadomiony o terminie rozprawy – informuje. Ale Kowalski o procesie nie wiedział. – Złożył oświadczenie, że będzie aktualizował zmiany adresowe – upiera się pani sędzia.