Pojęcie „niemiecki impresjonizm” brzmi równie egzotycznie co „mongolska awangarda”. A jednak bardziej zaawansowani miłośnicy sztuki wiedzą, że na wschód od ojczyzny Moneta i Degasa działało co najmniej trzech artystów, którym ów nurt w sztuce był szczególnie bliski: Lovis Corinth, Max Liebermann i Max Slevogt. Temu ich spóźnionemu historycznie impresjonizmowi daleko jest do francuskiej doskonałości, nie mówiąc już o tym, że poddany był różnym stylistycznie naleciałościom innych modnych wówczas kierunków (symbolizm, postimpresjonizm, ekspresjonizm). Niemniej to kawał naprawdę dobrego malarstwa, z pewnością zasługującego na uwagę. I taką okazję stwarza wystawa w warszawskim Muzeum Narodowym przypominająca dorobek tych artystów. Co ciekawe, równocześnie w tym samym budynku otwarto drugą wystawę, pozwalającą widzowi szerzej spojrzeć na całe niemieckie malarstwo XIX w. I choć polscy kolekcjonerzy uwielbiają akademickie obrazy spod znaku Akademii Monachijskiej, to obiektywnie rzecz biorąc, nie było to stulecie, z którego niemiecka historia sztuki powinna być szczególnie dumna. No może z wyjątkiem wyrafinowanego symbolizmu i imponującego wkroczenia w XX w. z własnym oryginalnym ekspresjonizmem. W sumie obie te wystawy dają okazję do poglądowej wycieczki po ciekawym, choć niezbyt oryginalnym obszarze sztuki, a także do miłych, choć niezbyt głębokich wzruszeń estetycznych.
Piotr Sarzyński
Impresjoniści niemieccy, Malarstwo niemieckie w XIX wieku
. Obie wystawy w warszawskim Muzeum Narodowym, czynne do 4 grudnia br.