Polacy wybrali prawicę. W każdym razie postawili na te formacje, które się za prawicowe uważają i walkę z lewicą, zwłaszcza tą postkomunistyczną, prowadziły najbardziej zagorzale. Nie bacząc nawet na to, że przeciwnicy ledwie się na nogach słaniali lub wręcz oddawali pole, jak Cimoszewicz. Wyniki Prawa i Sprawiedliwości oraz Platformy Obywatelskiej – ponad 280 foteli w Sejmie, czyli bardzo wyraźna stabilna większość – nie budzą wątpliwości: to zwycięstwo. Można je traktować jako kolejne przesunięcie się politycznego wahadła, wszak wygrała dotychczasowa opozycja, której PiS i Platforma stanowiły trzon. Tak jak w 1993 r., gdy SLD wraz z PSL zgarnęli premię za wypalenie się prawicowych rządów Jana Olszewskiego i Hanny Suchockiej; jak w 1997 r., kiedy Akcja Wyborcza Solidarność pokonała SLD; i jak w 2001 r., gdy SLD powrócił do władzy, a AWS jako formacja zupełnie się rozpadła.
Są jednak różnice. Cztery lata temu zwycięstwo Sojuszu, choć efektowne, pozostawiło opozycji (wywodzącej się w sporej mierze z masy upadłościowej po AWS) dużo miejsca. Na tyle, iż przez wiele ostatnich miesięcy rządy Sojuszu wisiały na cienkim włosie.
Tym razem jest inaczej. Co prawda SLD uzyskał lepszy wynik, niż wcześniej zakładano, ale jest to tylko nieco ponad 11 proc. Partia wcześniej rządząca została zepchnięta na sejmowy margines. Druga partia lewicowa, SDPL, podobnie jak umiarkowana partia centrowa Demokraci.pl, na Wiejską nie dotarła. Bardzo przesunął się środek politycznej sceny. Prawicowe przecież ugrupowanie Donalda Tuska znalazło się nagle w centrum, obstawione z jednej strony przez silnie ideologiczne PiS i Ligę Polskich Rodzin, a z drugiej przez populistów z Samoobrony i roszczeniowy PSL.
Niemodna III RP
Sądząc z wyniku wyborów nastąpiło przesunięcie sympatii ideowych Polaków w kierunku wartości konserwatywnych, tradycyjnych, gdzie liczy się bezpieczeństwo, także socjalne, porządek, surowe prawo i mniejsza niż dotąd tolerancja wobec obyczajowych ekstrawagancji i mniejszości seksualnych.