Archiwum Polityki

Komornik zabiera wszystko

Na narzucające się pytanie, jaki to był festiwal, można by odpowiedzieć – zupełnie przyzwoity. Zabrakło dzieła wyraźnie wybijającego się, ale średnia była tym razem nieco powyżej średniej krajowej.

Na poprzednich festiwalach tryumfowali debiutanci, zaczęto już nawet podejrzewać, że seniorzy się wycofują, ponieważ nie mają nic ciekawego do powiedzenia. Tymczasem tego roku stara gwardia udowodniła, że nie zamierza się poddawać. Główną nagrodę zdobył Feliks Falk, kombatant kina moralnego niepokoju, w czołówce znalazł się też Krzysztof Zanussi, zaś Andrzej Wajda, odbierając specjalne platynowe Lwy, zapowiedział, że za rok powróci z nowym filmem. Także producent „Komornika” Janusz Morgenstern dał do zrozumienia, że jeszcze chciałby stanąć za kamerą. Mecz Seniorzy–Juniorzy nie został więc jeszcze ostatecznie rozstrzygnięty, choć Zanussi stawiając się po odbiór nagrody pytał nadspodziewanie skromnie: „Po co nagradzać oldbojów?”.

Po to, żeby zostali w przemyśle filmowym, pod warunkiem wszakże, iż mają pomysł na nowoczesne kino. Wartością polskiej kinematografii może być bowiem – co pokazała tegoroczna Gdynia – różnorodność. Mieliśmy i ostre zaangażowane kino współczesne, i kameralne dramaty psychologiczne, i filmy o uczuciach (dwa miały w tytule kochanków). Chociaż akurat z tymi ostatnimi wciąż jest kłopot – nasi twórcy nie potrafią bowiem opowiadać przekonująco o emocjach, ale może to jakaś nasza narodowa skaza?

Dla mnie najciekawszym filmem całego festiwalu była „Oda do radości”, wspólny debiut trójki studentów szkoły filmowej – trzy nowele, których bohaterowie spotykają się w autobusie jadącym do Londynu. Film nie tylko bierze temat wprost z życia, ale jest też doskonale zrealizowany i zagrany. Pomysł na całość jest taki, aby pokazać Polskę w trzech planach. Pierwsza część dzieje się na Śląsku, w małym miasteczku, w którym trwa akurat strajk górników protestujących przeciwko zamykaniu kopalni.

Polityka 38.2005 (2522) z dnia 24.09.2005; Społeczeństwo; s. 115
Reklama