Archiwum Polityki

Kobiety w Iraku

Chciałabym dodać kilka słów do artykułu Magdaleny Mughrabi o arabskich feministkach [„Tasz ma tasz”, POLITYKA 30]. Dwa lata temu, tuż po rozpoczęciu operacji pokojowej przez polski kontyngent, przebywałam przez 6 miesięcy w Iraku jako cywilny ekspert. To, co pani Mughrabi napisała na temat irackiego prawa rodzinnego, nie do końca jest prawdą. Owszem, prawo rodzinne jest prawem laickim, ale irackie sądy rodzinne są sądami dwojakiego rodzaju. Mogą one orzekać jako sądy cywilne laickie, stosując obowiązujące prawo rodzinne, albo też jako sądy rodzinne stosujące prawo religijne (tylko dla muzułmanów). Wybór sądu należy do stron. (...) Tak więc możliwość poślubienia nawet czterech żon przez irackich muzułmanów istnieje, ale mężczyzna musi uzyskać na to zgodę sądu rodzinnego. Jest ona uzależniona od zgody pierwszej żony, która ma prawo otrzymać za to sporą sumę pieniędzy, albo też od szczególnej sytuacji, np. gdy pierwsza żona nie może mieć dzieci.

Istotne jednak jest to, że poślubienie przez Irakijczyka drugiej (lub kolejnej) żony nie zdarza się często, co, jak mi się wydaje, wynika raczej z zakorzenionej już w tym społeczeństwie tradycji monogamii i dość silnej pozycji kobiet, szczególnie tych wykształconych, których jest naprawdę niemało.

Pozycja irackiej kobiety, na tle innych krajów arabskich, wygląda więc całkiem nieźle. Wszystko oczywiście jest zależne od środowiska, w którym kobieta żyje (wieś, miasto, region kraju). Jednak irackie kobiety mogą swobodnie się kształcić, a potem pracować i to nawet w takich zawodach jak architekt, prokurator czy lekarz. Natomiast brak równouprawnienia kobiet jest wciąż jaskrawo widoczny w irackim kodeksie karnym z 1969 r., który w tym zakresie nie został dotychczas zmieniony.

Polityka 38.2005 (2522) z dnia 24.09.2005; Listy; s. 109
Reklama