Francuski żeglarz Dumont d’Urville określił wszystkie archipelagi południowego Pacyfiku mianem Melanesia – czarne wyspy. Niewątpliwie kierował się ciemnym, nieraz prawie czarnym kolorem skóry tubylców. Było to w 1832 r., ale nazwa zachowała się do dziś. Należy sądzić, iż nigdy nie zarzucił kotwicy u brzegów Aneitum, jednej z osiemdziesięciu trzech wysp republiki Vanuatu. Gdyby to uczynił, stwierdziłby ze zdumieniem, że tamtejsze kobiety mają jasne, kędzierzawe czupryny tak jak Aneta Vohor, naturalna blondynka, która zgodziła się nas gościć. Żaden antropolog nie potrafi wyjaśnić, skąd przywędrowały do niej odpowiedzialne za to geny, tak obce w tej części świata.
Kopra i wieprzki
Telefonów tu nie ma. Radio wciąż jeszcze stanowi jedyny niezawodny środek komunikacji między wyspami. Istnieje również poczta, ale nikt na niej nie polega. Listy rzadko trafiają pod wskazany adres. Osady nie mają ulic, chaty nie mają numerów, bosi listonosze są często niepiśmienni.
Aneta Vohor na wstępie łamaną angielszczyzną powiedziała, że ma osiemnaście lat, że jest szczęśliwie ożeniona z Kalkotem i że jest matką dwuletniego chłopca. Młoda rodzina mieszka „zaraz za tym gajem palmowym” – niemal godzinę marszu przez chaszcze.
Ich dom to drewniany szałas bez okien. Dwie izby, w jednej maty na podłodze (sypialnia), w drugiej krzesła i stół z plecionej trzciny bambusowej (salon). Mąż, jak większość tutejszych mężczyzn, robi kokosowe interesy – jest robotnikiem w olejarni tłoczącej koprę, czyli miąższ orzechów kokosowych. Kopra jest najistotniejszym towarem eksportowym republiki Vanuatu. Kalkot zarabia osiem tysięcy vatu miesięcznie, równowartość 73 dol. Chcąc nie chcąc, część zarobku oddaje do wspólnej kasy szczepu. Przewodniczący klanu decyduje, na jaki cel przeznaczone zostaną pieniądze.