Premier, a także Polska Konfederacja Pracodawców Prywatnych Lewiatan zamierzają zaskarżyć podpisaną właśnie przez prezydenta nowelizację ustawy o emeryturach górniczych. To wielki skandal, że wszystkie partie (przeciwna była tylko Platforma Obywatelska) zafundowały sobie tak kosztowną kampanię wyborczą. Nie wolno uchwalać ustaw bez policzenia skutków finansowych, a tym nie zawracano sobie głowy. Już po fakcie rząd wyliczył, że za ustawę w ciągu piętnastu lat zapłacimy 93,5 mld zł, czyli równowartość połowy rocznego budżetu państwa! Na każdego pracującego miesięcznie przypadnie ok. 35 zł.
Ustawa traktuje górników inaczej niż całą resztę pracujących. Wszyscy objęci nowym systemem emerytalnym będą mieli na starość tyle, ile odłożą przez lata pracy. Nasza przyszła emerytura zależeć będzie od składek płaconych przez nas i naszych pracodawców. Górnicy na swoje świadczenia nie zarobią. Ich składki nie pokryją nawet jednej trzeciej sumy, którą otrzymają jako emeryci. Za ich dużo wcześniejsze emerytury – bo przecież nikt nigdy nie kwestionował faktu, że muszą pracować pod ziemią krócej niż w innych zawodach – nie zapłacą jednak kopalnie, lecz inni pracujący. Nasze emerytury zaś będą dużo niższe niż górnicze. Tak jest zresztą i teraz.
Reforma systemu emerytalnego była konieczna, bo młode pokolenie nie jest już w stanie zapłacić za świadczenia dla coraz liczniejszej rzeszy emerytów. Zawsze jednak istniały grupy zawodowe, które chcą mieć emerytury sporo wyższe niż inni, ale wolą, żeby sfinansowali je pozostali. Są też bardzo skuteczne. Reformą nie objęto więc rolników. Składki 1,5 mln ubezpieczonych w KRUS (Kasie Rolniczych Ubezpieczeń Społecznych) nawet w dziesięciu procentach nie finansują 1,7 mln rolniczych emerytur.
Jeszcze przed startem reformy o wyłączenie z niej postarali się sędziowie i prokuratorzy.