Kamery stop. Zawody w strzelaniu z katapulty płonącymi kulami zakończone. Na planie odprężenie. Bardzo zadowoleni z efektu operatorzy rozlewają wódkę do plastikowych kubków. Reżyser zamyślony przy małym monitorku. Prowadzący program Daniel Olbrychski chyba trochę zdenerwowany bałaganem. Niejasno mu mówią, co ma robić i mówić. A pan Daniel ceni czas i profesjonalizm.
Dwaj podgoleni olbrzymi ochroniarze Władimira Żyrynowskiego wiedzą, że to jedyny moment, kiedy wodza może zaczepić ktoś niepożądany. Stoi teraz na polnej drodze. Razem z resztą uczestników reality show „Imperium” czeka na mikrobusy, które zawiozą ich z powrotem do odizolowanego od zewnętrznego świata zamku.
Jeden z ochroniarzy zauważył już zbliżającego się nieznajomego: – A ty tu czego, bliać! Żurnalista? Nie będzie wywiadu!
– Nie trzeba, nie trzeba – łaskawie uspokaja go wódz i wsiada do samochodu.
Wódz
Żyrynowski, wódz rosyjskich nacjonalistów z Liberalno-Demokratycznej Partii Rosji, jest wyraźnie zadowolony. W „Imperium” mógł zostać biednym, ale został bogatym. Ubrali go w żupan, buty z klamrą, białe podkolanówki i czapę z pawim piórem. Dają dobrze zjeść, choć lider deklaruje, że na żarciu mu nie zależy, bo właściwie jest na diecie i powinien zgubić kilka kilogramów. Dla zdrowia.
Żyrynowski nie wahał się ani chwili, czy zgodzić się na udział w programie. Kontrolowane przez Kreml telewizje w dziennikach informacyjnych muszą nadawać to, co chce władza, na ekranie pojawiają się tylko ci politycy, którym pozwoli na to Putin i jego ludzie. Dla niektórych choć kilka sekund w dzienniku to nieosiągalne marzenie. Trzeba więc do telewizji wkręcać się tylnymi drzwiami, jak nie do informacji i publicystyki, to do rozrywki, do śpiewania albo gotowania, do czegokolwiek.