Archiwum Polityki

Przepraszam, kto tu bije?

Nie ma narodu, który by nie reagował na sygnał „biją naszych”. Nie ma też państwa, które siedzi z założonymi rękami, kiedy za granicą szykanowani są jego funkcjonariusze. I nie ma odpowiedzialnych polityków ani komentatorów, którzy w takiej sytuacji chcieliby zaostrzania konfliktu rujnującego dwustronne stosunki międzypaństwowe. A taka niestety groźba zawisła w tych dniach nad stosunkami polsko-rosyjskimi.

Trudno uwierzyć, by trzy pod rząd pobicia pracowników Ambasady RP w Moskwie, a potem polskiego dziennikarza, mogły być dziełem przypadkowych chuliganów. Takim pożałowania godnym aktem chuligańskim było pobicie grupy młodych Rosjan w Warszawie. Władze rosyjskie i sam prezydent Władimir Putin zareagowały na ten incydent tak, jakby przesądziły z góry, że chodziło o antyrosyjską prowokację polityczną. Uruchomiły w ten sposób lawinę nieprzychylnych dla Polski komentarzy w rosyjskich mediach, a pewnie także antypolskich nastrojów. Na tym tle doszło do serii napadów na pracowników naszej ambasady.

Komu może to być na rękę? Tym, którym zależy na dalszym psuciu stosunków między obu krajami. Prowokując Polskę – jeśli taki był zamysł – liczą, że polska opinia publiczna będzie ostro protestować. A protesty zirytują polityków w Brukseli i Berlinie, którzy mają teraz tyle unijnych zmartwień na głowie – kryzys z konstytucją, budżetem i modelem społeczno-gospodarczym – że chętnie kupią podsuwany im w nieformalnych rozmowach rosyjski stereotyp Polaków jako warchołów dążących do destabilizacji regionu. Niedawno w Kijowie, dziś w Grodnie, jutro w Mińsku. Jak wygląda negatywny stereotyp Polaka, opisuje dla „Polityki” Witalij Portnikow z Moskwy.

Polityka 33.2005 (2517) z dnia 20.08.2005; Raport; s. 4
Reklama