Archiwum Polityki

Pod złym adresem

Jak Polska długa i szeroka władze miast i gmin rozglądają się za budynkami, w których można by urządzić mieszkania socjalne. Okoliczni mieszkańcy protestują. Nie chcą sąsiadować z biedą i patologią.

Gdynia Oksywie Dolne, ul. Żeglarzy 5. – Gdy podajemy adres, słyszymy: o Jezu... Mówią o nas slumsy, ironicznie Carringtony, a także nurki albo żurki – opowiadają lokatorzy dawnego hotelu robotniczego, zaadaptowanego 5 lat temu na lokale socjalne. Mieszka tu 45 rodzin, 26 korzysta z pomocy społecznej. Gdy się wprowadzali, to jak na mieszkania socjalne było tu super. A teraz? Klatka schodowa cuchnie moczem. Ściany zasmarowane napisami.

Na parterze non stop dyżuruje finansowany przez magistrat pracownik firmy ochroniarskiej. – Szkoda pieniędzy – mówią zgodnie lokatorzy. – Wystarczy, że 14-letni gówniarz huknie i oni już się chowają. A ćpun z pierwszego piętra lata z nożem i dzieci straszy.

Jak lokator lokatorowi

Państwo K. z pierwszego piętra, rodzice dziesięciorga dzieci, mieszkali wcześniej na 30 m kw. Na Żeglarzy dostali 80 m. W największym pokoju, na sznurkach wzdłuż ściany, suszy się pranie. Tylko czekać, kiedy pojawi się grzyb. W bloku jest suszarnia, ale rzeczy giną, bo każdy ma do niej klucze. Pani K. próbowała wywieszać pranie za okno. Zdejmowała popalone, bo sąsiedzi z góry rzucali pety. Ale najbardziej doskwiera jej brak łazienki. Mieszkania mają oddzielne kuchnie i ubikacje, tylko łazienki są wspólne, na korytarzu. Te na parterze i piętrze zostały totalnie zdewastowane, zginęły krany, prysznice, bojler. Pani K. wspomina, jak chodziła się kąpać wyposażona w szlauch. Kiedyś cofnęła się do mieszkania po ręcznik. To był moment i po szlauchu nie było już śladu.

U sąsiadów piętro wyżej łazienka jest czynna. Tylko chodzi się z własną słuchawką prysznicową.

Polityka 31.2005 (2515) z dnia 06.08.2005; Społeczeństwo; s. 74
Reklama