Archiwum Polityki

Biała emigracja

W Polsce siostry zarabiają grosze. Na Zachodzie od dawna brakuje pielęgniarek. Teraz unijny rynek pracy staje przed nimi otworem. Czy wyjadą?

Kiedy Maria Jabłońska, pielęgniarka z Lublina, dowiedziała się z deklaracji premiera Milera w Kopenhadze, że Unia uznała wreszcie kwalifikacje wszystkich polskich sióstr, a nie tylko tych nielicznych z wyższym wykształceniem, ucieszyła się, że i ona będzie mogła pracować we Włoszech. – Chciałam wyjechać tam osiem lat temu, uczyłam się włoskiego, ale zrezygnowałam. Jako absolwentka szkoły średniej nie miałam nawet szans na nostryfikację swojego dyplomu – mówi Jabłońska. Teraz, w myśl wynegocjowanego z Brukselą porozumienia, jej polski dyplom będzie przez unijnego pracodawcę honorowany, jeśli wraz z nim przedstawi certyfikat polskiego Ministerstwa Zdrowia z zaświadczeniem o 5-letnim stażu zawodowym w kraju. Ze znalezieniem oferty pracy w UE akurat nie miałaby dziś problemu. Wraz ze starzeniem się zachodnich społeczeństw rośnie zapotrzebowanie na usługi medyczne, które da się zaspokoić tylko poprzez import pielęgniarek.

Kuszące oferty

O tak dużym wzięciu ze strony bogatych państw zachodnich przedstawiciele innych profesji mogą tylko marzyć. Powód? – Praca pielęgniarki jest trudna, odpowiedzialna, wymaga pełnej dyspozycyjności. Te same lub większe pieniądze można zarobić w inny sposób, więc szkoły pielęgniarskie na Zachodzie nie cieszą się powodzeniem – mówi Robert Kasprzak, lekarz i menedżer ochrony zdrowia, współwłaściciel firmy PP Group International, zajmującej się rekrutacją kadry do amerykańskich szpitali i domów opieki. Pacjentów w USA z roku na rok przybywa, a pielęgniarek jest coraz mniej – na każde trzy odchodzące na emeryturę przychodzi jedna młoda. Tylko w Kalifornii brakuje 40 tys. sióstr. Amerykanie wyliczyli, że do 2010 r.

Polityka 3.2003 (2384) z dnia 18.01.2003; Gospodarka; s. 45
Reklama