Prognozy gospodarcze dla Niemiec wciąż są niedobre. W tym roku liczba bezrobotnych może sięgnąć 4,5 mln, natomiast wzrost gospodarczy wyniesie nie 1,5, lecz jedynie 1,0 proc. Na dobitkę Bruksela wysłała do Berlina tzw. błękitny list z upomnieniem, że Niemcy nie spełniają warunków unii walutowej, bo inflacja przekracza 3 proc.
W większości nie są to wiadomości nowe, jednak nagłaśniane na początku stycznia zarówno w Niemczech jak i za granicą wpływają na nerwową atmosferę wokół rządu Gerharda Schrödera, który w wypadku przegranych wyborów do landtagu w Hesji i Dolnej Saksonii (2 lutego) może znaleźć się w ślepej uliczce.
Z drugiej strony pierwsze sukcesy zaczyna odnotowywać Wolfgang Clement, superminister (gospodarka i sprawy socjalne) w rządzie Schrödera, odpowiedzialny za wprowadzanie reformy gospodarczo-społecznej, która w ciągu 10 lat ma dać Niemcom pełne zatrudnienie. Na zamkniętej naradzie kierownictwa SPD w Wiesbaden Clement zapowiedział „ofensywę na rzecz drobnych przedsiębiorców” i „minimalne opodatkowanie (40 zamiast 48,5 proc. dziś) przy minimalnej księgowości”, zwiększenie konkurencyjności i uelastycznienie czasu pracy. Partyjna lewica protestuje. Z kolei kanclerz popiera Clementa i zapowiada „koniec kakofonii”. Również Francuzi i Brytyjczycy dystansują się do polityki USA w Iraku. Za kulisami unijni przywódcy toczą dyskusję, czy nie rozluźnić rygorów polityki finansowej, aby napędzić konsumpcję i rozwój. Czyli jak u nas. Witamy w klubie.