Prezydencką dogrywkę wygrał w Iranie burmistrz Teheranu 49-letni Mahmud Ahmadi-Nedżad, obrońca „wartości islamskich”. Pokonał zdecydowanie umiarkowanego Akbara Haszemi Rafsandżaniego, byłego prezydenta Islamskiej Republiki Iranu. Obu rywali znaczna część zachodnich obserwatorów uważała za dość zbliżonych poglądami, a Waszyngton wielokrotnie podważał demokratyczną wartość wyborów. Nowy prezydent Iranu, doktor inżynier, wsławił się jako mer stolicy między innymi zakazem wywieszania billboardów reklamowych z supergwiazdą brytyjskiego futbolu Dawidem Beckhamem i nakazem segregacji płci w windach na terenie merostwa. Głosowali na niego zwolennicy irańskiego status quo, zwłaszcza ci, którzy widzieli w nim wcielenie skromności i oddania ideałom rewolucji mułłów. Sam Ahmadi-Nedżad uważa, że wygrał, bo dał dowody, że jest „przyjacielem ludzi”, a nie – tak jak jego rywal Rafsandżani – „nowym szachem”, opływającym w bogactwo. Wynik wyborów nie ułatwi dążeń do stabilizacji polityczno-wojskowej na Bliskim Wschodzie.