Archiwum Polityki

Sam osądź Michaela Jacksona

Nieznany w Polsce system ławy przysięgłych sprawia, że większość Amerykanów ceni przywilej i obowiązek sądzenia współobywateli. Amerykanin łatwo wciela się w rolę sędziego i pochwala protestancką surowość orzekania. Gwiazdom jednak chętnie przebacza.

Jackson – zdaniem naocznych świadków – nie wierzył w wyrok uniewinniający. Eskorta towarzysząca mu ostatniego dnia w drodze do budynku sądu przypominała konwój więźnia albo kondukt pogrzebowy; sam był „kroczącym trupem” – jak napisali niemieccy sprawozdawcy z „Die Zeit”. Może wyrok nie był słuszny? Amerykańska opinia publiczna przyjęła go z niedowierzaniem; wydaje się, że ziomkowie Michaela Jacksona są już znużeni wyczynami cyborga i wietrzą coś podejrzanego w jego umizgiwaniu się do dzieci. Ale równocześnie Amerykanie żywią niezachwiane zaufanie do swego „najlepszego na świecie” wymiaru sprawiedliwości. To ława przysięgłych.

W Polsce sprawiedliwość spoczywa w rękach sędziów zawodowych (o tzw. czynniku społecznym – za chwilę). W Ameryce każdy obywatel – jeśli chce – może żądać wyroku z rąk współobywateli. Amerykanie upatrują w tym żelaznej gwarancji sprawiedliwości: gdybym zrobił coś złego albo gdyby mnie stało się coś złego, to zadecydują „tacy sami zwykli, prości ludzie” jak ja sam. Nieznajomi i niezainteresowani sprawą. Bez uprzedzeń. Nie poddani żadnym naciskom. To sąd ludzi równych i wolnych. O tym mówi amerykańska konstytucja.

Szkoła de Tocqueville’a

Co roku aż 5 mln obywateli dostaje do domu wezwanie do roli pełnienia sędziego przysięgłego, choć ostatecznie jedynie 80 tys. spełnia ten obowiązek. Oczywiście pragmatyczni Amerykanie nie daliby rady ukarać rzeszy przestępców, gdyby polegali na ławach przysięgłych. Znakomita większość spraw sprowadza się do plea bargaining, czyli do negocjacji między oskarżonym, obrońcą a prokuratorem. Oskarżony, który przyznaje się do winy i z góry godzi się na pewną karę, może liczyć na łagodniejsze potraktowanie, a sąd, który kontroluje osiągnięty kompromis, nie traci już czasu na pełną rozprawę, a zwłaszcza na wzywanie świadków i samych przysięgłych.

Polityka 25.2005 (2509) z dnia 25.06.2005; Społeczeństwo; s. 100
Reklama