Skąd owo milczenie? Nie tylko dlatego, że przyćmiła owe zwycięstwa ostateczna klęska pod Waterloo. Również z tej przyczyny, że paradoksalnie do owej klęski się przyczyniły. Efektowne pobicie Prusaków pod Ligny i sukcesy jazdy Neya w rejonie Quatre-Bras 16 czerwca 1815 r. doprowadziły bowiem we francuskim obozie do przekonania, iż wysłany w pościg korpus marszałka Emmanuela Grouchy'ego ostatecznie odepchnie wojska Blüchera i na najbliższe dni wyeliminuje je z działań. Miało się boleśnie okazać – czego nieudolność Grouchy'ego nie była jedyną przyczyną – że mocno przedwczesny był to optymizm. W każdym razie lekceważąc Prusaków parł Napoleon do jak najszybszej rozprawy z brytyjskimi siłami Wellingtona, troszcząc się przede wszystkim, żeby się nie wymknęły do Brukseli.
Owo zlekceważenie Prusaków miało też istotne uwarunkowanie psychologiczne. Francuzi głęboko pogardzali feldmarszałkiem Gebhardem Leberechtem Blücherem, którego pobili już wcześniej wielokrotnie, choćby pod Auerstedt w 1806 czy Montmirail w 1814 r. Wiadomo było powszechnie, że jest on psychopatą cierpiącym na najdziwniejsze urojenia. Skarżył się na przykład (najzupełniej autentyczne!), że zaszedł w ciążę i urodzi słonia, raz po raz popadał też z tej przyczyny w napady głębokiej melancholii. Czy takiego dowódcę można było brać na serio? Anglicy wiedzieli oczywiście równie dobrze o zaburzeniach psychicznych Prusaka. Doceniali jednak fakt, że rodacy nazywają go „generałem Vorwärts” (Naprzód!), który w decydujących chwilach umie zdobyć się na determinację nie liczącego się ze stratami ataku. Kalkulowali więc dokładnie odwrotnie niż Francuzi – to Blücher odciągnie Grouchy'ego, a następnie przyjdzie im na pomoc. Oparte na przeciwstawnych przesłankach plany bitwy jednych i drugich były stosunkowo proste.