Magdalena Piekorz, reżyserka „Pręg”, o ekranizacji „Filipa” Tyrmanda
W rozmowach z Marcinem Koszałką i Wojtkiem Kuczokiem, jeszcze podczas realizacji „Pręg”, często przewijało się nazwisko Tyrmanda. Wszystkim nam się podobał „Zły”. Zgadzaliśmy się jednak, że w przeciwieństwie do „Filipa” ta książka nadaje się bardziej na serial telewizyjny niż na film kinowy. Marcin skontaktował mnie z producentem Leszkiem Wyszyńskim. Jak się okazało – posiadaczem praw nie tylko do „Filipa” ale i do gotowej od kilku lat adaptacji Krzysztofa Teodora Toeplitza. Po przeczytaniu scenariusza zachwyciłam się nim i przestałam myśleć o czymkolwiek innym. Mimo odległej epoki (akcja powieści rozgrywa się w 1943 r. we Frankfurcie nad Menem) młodzi bohaterowie przeżywają i czują dokładnie to co moi rówieśnicy. Chcą żyć, kochać, poznawać świat, uwielbiają jazz. To historia o dojrzewaniu i o miłości do życia. O tym, że niezależnie od warunków, w jakich się wychowujemy, chcemy być wolni i chcemy decydować o swoich losach. Aktualne w tekście jest i to, że mówi się w nim o dialogu kultur, o europejskiej tożsamości, a polityka nie niszczy humanistycznego, ponadczasowego przesłania. Wojna wypełnia tylko tło, praktycznie jej nie widać. Ważniejsze są relacje między postaciami, przyjaźń, wiara, próba charakterów w momencie osaczenia.
W filmie, do którego castingi rozpoczną się w lipcu, zaproponuję własne spojrzenie na tamten okres. Nie będzie to polemika ze szkołą polską ani z innymi filmami o antyniemieckim zabarwieniu. Odmienny punkt widzenia zawarty jest już w samej książce Tyrmanda, który pokazywał, że okupacja hitlerowska dotykała nie tylko narodów podbitych, ale i Niemców.