Na początku lat 90. nie było lepszego miejsca do pracy dla młodych, zdolnych ludzi – uważa Sławomir Cytrycki. Jedyny bank, który w PRL prowadził wszystkie zagraniczne transakcje państwa, w kapitalizmie stał się kuźnią kadr dla całego sektora finansowego. To Handlowy pierwszy w Polsce wprowadził private banking, czyli obsługę kont najbogatszych klientów indywidualnych. To tutaj powstało pierwsze w kraju biuro maklerskie. Jego szefem i twórcą został Sławomir Horbaczewski, a zastępcą – Grzegorz Wieczerzak. – Szukaliśmy wtedy maklerów, których można było policzyć na palcach jednej ręki – pamięta Stefan Grott, ówczesny szef departamentu kadr. Wieczerzak miał licencję maklera z nr. 2.
W młodych buzowała ambicja i pewność siebie. Horbaczewski, świeżo upieczony prawnik z Poznania, na rozmowie kwalifikacyjnej z niewiele wtedy starszym szefem Banku Handlowego Cezarym Stypułkowskim bez zażenowania stwierdził, że chciałby być prezesem. – To się pan trochę spóźnił – roześmiał się Stypułkowski, który nominację otrzymał niedawno. Kiedy dziś zastanawia się, dlaczego właśnie jemu zaproponowano stanowisko prezesa BH, nachodzą go różne myśli. To BH wcześniej obsługiwał transakcje FOZZ (Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego), a on wtedy nawet nie wiedział, co to jest ten FOZZ. Może ktoś chciał go utopić?
Ludzie z Handlowego nie byli lubiani na płyciutkim wtedy rynku finansowym. Wyróżniało ich poczucie lepszości. W BH były najlepsze nazwiska – Andrzej Olechowski, prof. Stanisław Sołtysiński, Grzegorz Wójtowicz. W międzynarodowych instytucjach zaczynał być znany Stypułkowski. Nikt nie miał wątpliwości, że BH to najlepsza trampolina do kariery. Dlatego Stypułkowski nie zdziwił się, gdy zadzwonił do niego znajomy z Ameryki, czy nie przyjrzałby się młodemu Jarosławowi Montkiewiczowi.