Prezes PKN Orlen Igor Chalupec wybrał się do Czech, ojczyzny swoich przodków. Powodem odwiedzin była operacja przejęcia kontroli nad czeskim koncernem rafineryjno-petrochemicznym Unipetrol. Orlen wygrał przetarg na zakup pakietu 63 proc. akcji tej spółki; zapłaci za niego 13,5 mld koron (1,8 mld zł). Niemało, ale stać go na taki wydatek, bo tylko w ubiegłym roku zarobił na czysto prawie 2,6 mld zł. Możemy więc po trosze czuć się współudziałowcami tej zagranicznej ekspansji. Bo to na nas Orlen zarobił te pieniądze.
W 2001 r. Orlen kupił prawie 500 stacji paliw w Niemczech. Zachwytom, że to wreszcie my podbijamy ich, a nie oni nas, nie było końca. Dziś prezes Igor Chalupec, następca Zbigniewa Wróbla, ma nie lada problem, co zrobić ze stratami spółki Orlen Deutschland: dalej dokładać do interesu z nadzieją, że może karta się odwróci, czy się go pozbyć? Decyzja ma zapaść do końca roku.
Z Czechami może być podobnie. Teoretycznie inwestycja wydaje się logiczna: Orlen nie tylko zdobywa dostęp do sąsiedniego rynku, ale jednocześnie chroni własny stan posiadania. Płocki koncern od dawna ma problemy na południu Polski, gdzie jest wypychany z rynku przez zachodnie koncerny sprzedające tańsze paliwo importowane z Czech i Słowacji. Przejęcie kontroli nad czeskimi rafineriami w Kralupach i Litvinovie zapewni Orlenowi możliwość tańszego zaopatrywania swoich stacji na Dolnym i Górnym Śląsku i da szansę na odbicie części rynku. Sporą szansą są też zakłady petrochemiczne Unipetrolu.
Jest jednak kilka zagrożeń. Unipetrol to podobny do Orlenu holding, który pod przykrywką rynkowej formy kryje socjalistyczną treść: nadmierne zatrudnienie, silne związki zawodowe, zagmatwaną strukturę i sieć niejasnych powiązań. Czy orlenowscy menedżerowie poradzą sobie z problemami, z którymi nie bardzo dają sobie radę w Polsce?