W Olkuszu stanął kontrowersyjny pomnik (uroczyste odsłonięcie planowano na 12 czerwca) poświęcony mieszkańcom ziemi olkuskiej zamordowanym w hitlerowskich obozach koncentracyjnych. Na monumencie wyryto ponad 300 nazwisk ofiar. Jednak już od wielu miesięcy różne środowiska zgłaszały zastrzeżenia co do klucza wyboru tych nazwisk.
Fundatorzy pomnika przyjęli zasadę, iż uwzględniają tylko tych, których akty zgonu wystawione przez nazistowskich urzędników można odnaleźć w archiwach obozów koncentracyjnych. Krytycy tej koncepcji, w tym Krzysztof Kocjan, autor książki „Zagłada Olkuskich Żydów”, dowodzą, że ogromną większość ofiar stanowili miejscowi Żydzi kierowani prosto do komór gazowych w Birkenau, którym Niemcy nie wystawiali żadnych aktów zgonu. Kocjan opublikował tzw. listę wysiedleńczą olkuskich Żydów, sporządzoną przez hitlerowców (znajduje się w zasobach Żydowskiego Instytutu Historycznego), liczącą 735 nazwisk osób, których nikt po wojnie nie widział żywych. Według wszelkiego prawdopodobieństwa zginęli w Birkenau.
Na pomniku w Olkuszu nazwiska Polaków żydowskiego pochodzenia stanowią tylko ok. 20 proc. (to ci, którzy podczas selekcji zostali skierowani do pracy, a potem zginęli i są ich akty zgonu), co – zdaniem oponentów tej koncepcji pomnika – fałszuje historię i proporcje, nie uwzględniając śmierci wielu polskich obywateli, bo aż 90 proc. ofiar to Żydzi. Adam Cyra z muzeum w Oświęcimiu (współpracujący z komitetem budowy pomnika) uważa, że nie ma pewności, iż lista przedstawiana przez Kocjana jest wiarygodna. Cyra już wcześniej na łamach „Rzeczpospolitej” krytykował tych, którzy protestowali przeciwko „polonizacji Oświęcimia”. – Nie zakładam złej woli fundatorów pomnika, ale najwłaściwsze i najuczciwsze byłoby nieumieszczanie na nim żadnych nazwisk, wtedy pomnik czciłby wszystkich – mówi Krzysztof Kocjan.