Archiwum Polityki

Autostopem przez galaktykę

Wyobraźmy sobie, co by się stało, gdyby kosmiczni planiści postanowili wytyczyć nową autostradę międzygalaktyczną i na drodze stanęłaby im niepozorna planeta Ziemia? Trzeba ją unicestwić. Od takiego właśnie zdarzenia zaczyna się „Autostopem przez galaktykę”, a później napięcie rośnie. Nie jest to jednak kolejna mutacja coraz bardziej mrocznych „Gwiezdnych wojen”, lecz komedia w stylu Monty Pythona. Autor pierwowzoru książkowego Douglas Adams współpracował z Latającym Cyrkiem wprawdzie dość luźno, lecz wpływy widać. Pisarz, który odniósł ogromny sukces czytelniczy na całym świecie (15 mln sprzedanych egzemplarzy), opowiadał, że na pomysł kosmicznej zgrywy wpadł podczas wałęsania się po różnych krajach, gdy pewnego dnia odpoczywał po przepiciu na łące, a obok niego leżał „Przewodnik autostopowicza po Europie”. W jego książce – a teraz w filmie – bohaterów jest dwóch: pierwszym jest dziennikarz radiowy Arthur Dent, drugim autor przewodnika dla kosmicznych autostopowiczów. Razem zabiorą się na pokład przelatującego akurat w pobliżu Ziemi statku kosmicznego. Czeka ich wiele najdziwniejszych przygód. Spotkają nie zawsze sympatycznych, lecz zawsze nieodparcie śmiesznych kosmitów, jak przykładowo dwugłowego prezydenta Imperialnego Galaktycznego Wszechświata, galaktycznych grafomanów czy androida w ciągłej depresji. Polecam też scenę stwarzania Ziemi na nowo. Poezja!

Zdzisław Pietrasik

Polityka 23.2005 (2507) z dnia 11.06.2005; Kultura; s. 71
Reklama