Droga: 4,5 km w randze drogi wojewódzkiej. 10 tys. aut na dobę, według prognoz. Miałaby połączyć niemiecką autostradę z czeską drogą szybkiego ruchu, przez tereny gminy Bogatynia. Od 14 lat w planach.
Panna młoda: Sylwia Świercz, działaczka SLD. Ojciec w PZPR, dziadek lewicowiec – społecznik, przesiedlony spod Stanisławowa. Zanim się zapisała do partii i została politykiem, pracowała w świetlicy, w szkole w Porajowie.
Pan młody: Martin Puta, prawnik, bezpartyjny, ale w poglądach bliżej mu na prawo. Wnuk antykomunisty (za karę, mówi Martin, wysłali dziadzia z Pragi na ten koniec świata), od polityki odszedł, kiedy go aresztowali w wieku lat 18 za usmarowanie farbą pomnika Lenina. Wrócił do niej przypadkiem, bo dogadał się z grupą sąsiadów, żeby zaprotestować przeciw budowaniu drogi (ale nie tej nowej wspólnej) w poprzek parku. A potem trudno się było wycofać.
Ślub: w Hradku, w kościele katolickm, ale księży dwóch, jeden protestancki. Przyjęcie w Krystince, polski chleb, sól i wódka, czeskie sery, muzycy z Bogatyni grali zachodnie przeboje. Suknia ślubna panny młodej aż z czeskiego Liberca. Ale nie dlatego, że tam taniej (choć tak było jeszcze parę lat temu), tylko że najładniejsza.
Chodzenie
Kiedy się wydało mniej więcej rok temu, że radna Bogatyni spotyka się z burmistrzem Hradka, w jej rodzinnym mieście były plotki.
– Tata się gryzł, siostra się gryzła – opowiada Sylwia – bo ludzie mówili o naszym chodzeniu jak o mezaliansie.
Właściwie nie wiadomo dlaczego, bo Czechów w mieście lubią. Dotychczasowe doświadczenia: w latach 80. około stu bogatynianek, pracownic zakładów tekstylnych w Hradku, wyszło tam za mąż, w większości szczęśliwie. I zostały.
Bo jeszcze w 1989 r.