Współczesna farmakologia nie zna żadnego leku skutecznie likwidującego szumy uszne, choć jego wytwórca mógłby zbić na nim majątek. W samej Polsce problem ten dotyczy ok. 7 mln osób. U półtora miliona uporczywe dźwięki rozsadzające głowę uniemożliwiają prowadzenie normalnego życia i wpędzają w depresję. Depresja upoważnia do zwolnienia lekarskiego, natomiast samo dźwięczenie w uszach (po łacinie tinnitus) nie, bo to przypadłość niedoceniana i niesłusznie bagatelizowana. – Gdy wciąż słyszę dzwonek, nie mogę zasnąć, czytać, jeść, pracować ani odpoczywać – skarżą się pacjenci w jedynej w kraju Klinice Szumów Usznych w warszawskim Instytucie Fizjologii i Patologii Słuchu. Przyjeżdżają tu zewsząd po pomoc nawet ci, którzy już dawno stracili wiarę, iż można im pomóc.
Marzą o cudownej tabletce albo nawet zastrzyku, które uwolniłyby ich od nieprzerwanego świstu, gwizdu, tykania zegara, bulgotania wody, syku szybkowaru albo alarmu samochodu. – Pacjenci różnie opisują to, co słyszą. Dla jednych dźwięk jest łagodny jak szum wiatru, innym przypomina hałas przejeżdżającego tramwaju – według kierującej kliniką dr Grażyny Bartnik większość lekarzy na ogół skargi te lekceważy. Poniekąd to zrozumiałe, bo możliwości leczenia nie są dobrze znane, a przyczynę dolegliwości niezwykle trudno znaleźć.
Ofiary szumów żyją więc z przeświadczeniem, że muszą się do nich przyzwyczaić.
Poczucie osamotnienia potęguje fakt, że to, co słyszą – jest niesłyszalne dla otoczenia i pojawia się bez jakiegokolwiek źródła dźwięku. Tego co słyszą nie jest w stanie wykryć żaden najczulszy aparat! Skąd zatem te tajemnicze odgłosy się biorą? Jak powstrzymać dzwonienie w uszach, by obłędowi położyć kres?
– Tak, nasi pacjenci często mówią o obłędzie – potwierdza dr Bartnik.