Na nasze wyobrażenie o dawnych karczmach ogromny wpływ mają filmy przygodowo-historyczne oraz rozmaite reklamy, zwłaszcza piwa. Z reguły można tam zobaczyć grupę zadowolonych z życia szlachciców, którzy piją ten napój w eleganckich kuflach, przy wygodnych drewnianych stołach i, co ważne, w przestronnych wnętrzach. Nic bardziej błędnego! Gdyby współczesny Polak zajrzał do wnętrza XVII-wiecznej karczmy, padłby z wrażenia.
Przede wszystkim były one bardzo ciasne. Prowadził do nich często specjalny przejazd. Tędy można było wprowadzić strudzone konie do największego w całej gospodzie pomieszczenia zwanego stanem, a będącego połączeniem stajni i wozowni. Karczmarz trzymał tam również całą swoją trzodę. Przez drzwi przechodziło się do malutkiej izby, w której mieściła się jadalnia i bar jednocześnie. Za ścianą zaś kolejny pokój zajmował gospodarz i jego rodzina. Była to zresztą jedyna izba, w której znajdowały się łóżka. Goście skazani byli na nocleg na sianie pośród koni, kur i krów. Po każdorazowej wizycie siano zbierano i podawano jako świeże kolejnemu strudzonemu podróżą gościowi.
Nieodłącznym elementem karczemnego wnętrza w owym czasie były także szczury i smród, wzmocniony dodatkowo zapachem kiszonej kapusty. Otwarta beczka z tym specjałem musiała znajdować się w każdej szanującej się karczmie. „W głębi jest zwykle izba z piecem, ale nie można tam mieszkać w lecie z powodu much, pcheł, pluskiew i fetorów. Nawet przy dużych upałach okna pozostają tam zamknięte – pisał Gaspar de Tende, znany światu jako Pan de Hauteville, intendent dworu króla Jana Kazimierza, i radził udającym się do Polski: „Podróżni winni mieć łóżko z materacykiem, małą pierzynę, prześcieradło oraz siennik. (...) Należy posiadać przy tym zapasik 6 do 8 butelek piwa, wina i wódki, a nadto kosz z chlebem i pieczonym mięsem oraz świecę”.