++
Jest taka anegdota o hollywoodzkim scenarzyście, któremu przyśnił się genialny pomysł na film: wstał, zapisał go na kartce i wrócił do łóżka. Po przebudzeniu przeczytał: chłopiec spotyka dziewczynę, chłopiec traci dziewczynę, chłopiec odzyskuje dziewczynę. W istocie na tym właśnie prostym schemacie opiera się większość filmów romansowych, wydaje się też, że podobnie będzie w „Zakochanym bez pamięci”. Joel spotkał Clementine. Dalej zaczynają się jednak poważne komplikacje, ponieważ dziewczyna nie dość, że odchodzi, to jeszcze, kiedy się spotkają, w ogóle go nie poznaje. Co nie świadczy o jej fatalnych manierach, ale o tym, że zabieg, któremu się poddała, udał się znakomicie. Jest bowiem taka specjalistyczna klinika, w której wykonuje się bezbolesne operacje wymazujące z pamięci wspomnienia byłego obiektu westchnień. Czyli koniec z odwiecznymi cierpieniami odrzuconych kochanków! Joel też zapisuje się na zabieg, który jednak przebiegać będzie z komplikacjami, ponieważ, jak się okaże, podświadomie nie chce zapomnieć o swej pięknej Clementine. Scenariusz napisał Charlie Kaufman („Być jak John Malkovich”, „Adapatacja”) i to jest gwarancja, że nie będziemy się w kinie nudzić. Film jest bardzo porządnie zagrany: Jim Carrey, który do niedawna uchodził za wybitnie utalentowanego błazna, pokazuje, że jest naprawdę dobrym aktorem. Także jego partnerka Kate Winslet w niczym nie przypomina malowanej lali z „Titanica”. Nawet w pokazującym się w drugim planie Elijahu Woodzie trudno rozpoznać dzielnego Froda z „Władcy pierścieni”. To się nazywa aktorstwo profesjonalne.
Zdzisław Pietrasik
$$$1$$$
+++ świetne
++ dobre
+ średnie
– złe