Na Łotwie – w mojej ojczyźnie – lęk osiągnął w ciągu ostatnich tygodni swoiste apogeum: powstało regularne szaleństwo zakupów grubokrystalicznej soli spożywczej, importowanej z Ukrainy, której podobno ma już nie być w Europie, bo nie odpowiada jakimś normom. I ludzie kupowali sól workami – w ilościach, które nie tylko mogłyby na całe życie zaspokoić ich potrzeby, ale także pokryć zapotrzebowanie ich dzieci i wnuków. Wydaje się to wam śmieszne?
Wszyscy mamy swoje wspomnienia. I rany. Przed siedemdziesięciu laty nikomu nie przyszłoby do głowy, że Łotwa nie należy do Europy. Nasi rodzice i dziadkowie rodzili się wprawdzie w różnych krajach, ale Łotwa była częścią pewnej wspólnoty. Wojny i reżimy XX w. zniszczyły tę wspólnotę, jednak teraz możemy połączyć się na nowo jak rodzina, która niegdyś w brutalny sposób została rozerwana. Nie jest to jednak łatwe. Podobnie jak niełatwa jest sytuacja, kiedy mąż albo syn powraca z wojny. Mimo że kochany, wytęskniony, wyśniony – w momencie, kiedy przekracza próg domu, jest kimś obcym. Obcym, którego najstraszniejsze przeżycia i największe zwycięstwa jego życia rozegrały się daleko poza domem. Czy miłość i więzy pokrewieństwa są wystarczająco mocne, by ponad tymi latami rozłąki zbudować most zrozumienia?
Odczuwamy trwogę, ponieważ nie powracamy do domu z kufrem pełnym egzotycznych skarbów ani z karawaną wielbłądów, dźwigających drogocenne dobra. Wracamy jednak jako ludzie wolni – i ta wolność ma dla nas wielką wartość. W imię wolności zdecydowaliśmy się na wejście do UE i do NATO. Jednocześnie jednak bardzo obawiamy się utraty tej wolności. Utraty naszego państwa. Od XIII w. naszą historię pisały inne narody i siły – Niemcy, Polacy, Szwedzi, Rosjanie, naziści i Sowieci.