Archiwum Polityki

Poruszenie w notesie

Lato to tradycyjnie sezon rotacji w MSZ, a lato przed wyborami aż huczy od spekulacji, kto będzie odwołany, a kto mianowany. Wystarczy nadstawić ucha.

Ambasador na walizkach, mianowany w 2004 r. na ważną placówkę, zawodowy dyplomata:

Mogę się wypowiadać tylko bardzo off the record, czyli anonimowo, bo nie uważam, żeby publiczne wypowiedzi na ten temat były pożyteczne. Frustratów jest w resorcie kilku, ale coraz mniej. Dawne podziały na „starych” (tych w służbie przed 1989 r.) i „nowych” (tych, którzy do MSZ przyszli w III RP) odchodzą w przeszłość, dotyczą coraz mniejszego grona i są coraz mniej intensywne. W departamencie, w którym ja dotychczas pracuję, jest kilkadziesiąt osób bardzo różnej proweniencji i świetnie ze sobą współpracują.

Rośnie kultura wymiany kadr oraz rotacji na placówkach. Cimoszewicz rygorystycznie pilnuje, żeby wypychać starych i przyjmować młodych. Żadnego przedłużania poza wiek emerytalny, żadnego pół roku dłużej czy pół etatu więcej. Na to miejsce wpuszcza młodych – kilkadziesiąt osób rocznie, za pośrednictwem Akademii Dyplomatycznej. Nigdy tyle młodych osób nie przyjmowano do MSZ i to spoza „notesu”.

Kultura rotacji polega na tym, że członkowie kierownictwa MSZ za rządu Jerzego Buzka są elegancko i z pożytkiem dla kraju wykorzystywani na placówkach. Andrzej Ananicz – faktyczny leader tej grupy – został ambasadorem w Turcji zgodnie ze swą specjalnością. Barbara Tuge-Erecińska, z wykształcenia skandynawistka, jest bardzo dobrym ambasadorem w Kopenhadze. Były wiceminister Przemysław Grudziński, który jest klasą dla siebie, jest ambasadorem w Waszyngtonie. Stefan Meller, aczkolwiek nie należał do jądra tej grupy, po ambasadzie w Paryżu jest na placówce pierwszej rangi w Moskwie. Wszyscy świetnie reprezentują państwo. Poprzedni dyrektor generalny MSZ Michał Radlicki jest ambasadorem we Włoszech.

Polityka 33.2004 (2465) z dnia 14.08.2004; kraj; s. 28
Reklama