Sierpień to tradycyjny okres urlopowy w Grecji, kto żyw, wyjeżdża nad morze, bo w rozpalonych upałami miastach trudno pracować, spać, a nawet oddychać. Zwłaszcza w pięciomilionowych Atenach, gdzie żyje blisko połowa Greków. W tym roku władze gorliwie zachęcały mieszkańców Aten do urlopowych wyjazdów na czas igrzysk. Pozwoli to ateńczykom uniknąć szaleństwa komunikacyjnego, jakie się zapowiada. Już w lipcu zaczęły obowiązywać nowe zasady ruchu w centrum stolicy, zamknięto wiele zabytkowych ulic, na innych zmieniono kierunek ruchu, wprowadzono rygorystyczne zakazy parkowania (złamanie przepisu grozi odebraniem tablic rejestracyjnych i wysoką karą). Nawet ateńczycy z dziada pradziada tracą w tym zamieszaniu głowę.
Przystanąć w biegu
Na ulicach Pierścienia Olimpijskiego – czyli trasach łączących północ i południe miasta, oba główne stadiony, inne obiekty olimpijskie i wioskę w pobliżu Maratonu – wydzielono dwa, a czasem zaledwie jeden pas dla miejskiego ruchu. Cały lewy pas, oznaczony pięcioma kołami w kolorze czerwonym, oddano pojazdom uprzywilejowanym, czyli zawodnikom, gościom, rodzinie olimpijskiej, dziennikarzom. Poruszać się tędy można wyłącznie z płatną kartą akredytacyjną lub specjalną przepustką, zwaną olimpijskim paszportem. Nawet głowy państw, goście igrzysk nie będą mogli jeździć limuzynami, lecz specjalnym autokarem, nazwanym już w Atenach wesołym autobusem. W dodatku część dyscyplin, jak choćby kolarski wyścig uliczny, bieg maratoński mężczyzn i kobiet, chodziarstwo, rozegranych zostanie na głównych ulicach. Miasto musi więc zatrzymać się na ten czas. Przeciwko utrudnieniom protestowali taksówkarze, zwykli Grecy zaakceptowali je.