Dla kogoś, kto zna najgłośniejsze książki Dana Browna – „Anioły i demony” oraz, zwłaszcza, „Kod Leonarda da Vinci”, najgłośniejszy thriller ostatnich lat – ukazująca się właśnie po polsku „Cyfrowa Twierdza” może być zaskoczeniem. Tym razem nie mamy do czynienia bowiem z niecnymi knowaniami religijnymi, ale z typowym, przestrzegającym reguł gatunku technothrillerem. Oto Susan Fletcher – błyskotliwa pani kryptograf z Narodowej Agencji Bezpieczeństwa, instytucji tak tajnej w Ameryce, że jej skrót NSA tłumaczony jest często jako No Such Agency (czyli: Nie Ma Takiej Agencji) – zostaje pilnie wezwana do swojej instytucji. Stało się bowiem coś wielce niepokojącego: wykryto program generujący kod nie do złamania. Twórcą Cyfrowej Twierdzy – tak nazywa się program – jest niejaki Ensei Tankado, japoński geniusz komputerowy, który ma do wyrównania rachunki z NSA i Stanami Zjednoczonymi. Skutki upowszechnienia Twierdzy są oczywiste: ten program sprawia, że służby specjalne będą bezradne wobec gróźb terroryzmu elektronicznego. Całą sprawę komplikuje to, że Tankado zostaje zamordowany na placu w Sewilli, a Cyfrowa Twierdza wpada w ręce bezwzględnego przeciwnika. Mimo odmienności fabularnej w tej wczesnej powieści Browna widać zaczątki pomysłów rozwiniętych w „Kodzie...”: tu wyrazistą bohaterką jest specjalistka od kodów i deszyfracji, w późniejszych powieściach podobną postacią jest profesor Langdon – znawca symboliki religijnej. Wreszcie w „Cyfrowej Twierdzy” mamy opisany elektroniczny spisek, który może wywrócić światowy porządek i podobną konspiracyjną atmosferę odnajdujemy w pozostałych utworach.
Dan Brown, Cyfrowa Twierdza, przeł.