Komornik Artur Zieliński z Inowrocławia zasłynął tym, że aby wyegzekwować sięgające ponad 40 mln zł długi archidiecezji gdańskiej, zajął samochody, meble i obrazy w siedzibie arcybiskupa. Nie dosięgła go za to kara Boska, tylko odwet kolegów po fachu. Szefostwo gdańskiego samorządu komorniczego wystąpiło do władz w Warszawie z wnioskiem o wszczęcie przeciwko A. Zielińskiemu postępowania dyscyplinarnego. Wcześniej władzom korporacji i prokuraturze skarżył się na komornika abp Tadeusz Gocłowski. Prokurator uznał, że A. Zieliński w niczym nie uchybił prawu. Natomiast korporacja zarzuciła mu złamanie zasad etyki komorniczej, bo negatywnie wypowiadał się w prasie o pracy kolegów, którzy wcześniej prowadzili egzekucję długów kurii. Powodem do obrazy stało się lakoniczne stwierdzenie: „Jakoś im chyba nie szło”. I nie pomogło pokajanie się dziennikarza, który wyznał, iż przypisał komornikowi konstatację jednego z wierzycieli archidiecezji. Samorząd komorniczy w Gdańsku uznał nadto, że Zieliński nie miał prawa podjąć się egzekucji poza swoim rewirem, ponieważ ma ponadpółroczne zaległości w załatwianiu spraw. Wśród komorniczej braci zarzut ten wywołuje salwy śmiechu, bo jeśli uwzględnić w statystykach sprawy alimentacyjne, to prawdopodobnie nie znajdzie się w Polsce komornika bez takich zaległości. Zieliński mówi, że początkowo nie chciał podjąć się egzekucji długów archidiecezji, ale wierzyciel zaskarżył tę odmowę do sądu. To sąd nakazał mu przyjęcie tej sprawy. I samorząd komorniczy o tym wie.
Czyżby gdańskie władze korporacji za wszelką cenę szukały bata na kolegę? Może nie bez znaczenia jest fakt, że szefową owych władz jest Alicja Duda, komornik rewiru VI, który obejmuje swym zasięgiem kurię metropolitalną.