Wczasach władzy Slobodana Miloszevicia Djukanović był tym „dobrym”, którego należało popierać, aby osłabić pozycję Slobo na Bałkanach. Ale gdy Miloszević upadł, zarówno politycy europejscy jak i media poczęli zastanawiać się, czy rzeczywiście Djukanović jest koniem, na którego warto stawiać. I czy jego aparat władzy to ludzie o czystych rękach, z którymi można prowadzić interesy.
I wtedy prasa włoska przypomniała sobie o skandalu, jaki wybuchł kilka lat temu, gdy służby specjalne tego kraju doniosły, iż minister spraw zagranicznych Czarnogóry Branko Perović ma mafijną przeszłość. Perović był jednym z oskarżonych podczas procesu szefa neapolitańskiej Camorry Ciro Mazzarellego. Przyszły minister – do 1993 r. pracownik Jugosłowiańskich Linii Lotniczych (JAT) – miał ścisłe związki z sekcją Camorry, która zajmowała się przemytem papierosów. Z opresji wyciągnął Perovicia prezydent Djukanović, przyznając mu w trybie przyśpieszonym immunitet poselski, dzięki czemu Włosi byli zmuszeni do zwolnienia go z aresztu. Inna sprawa, że włoski wymiar sprawiedliwości przymknął wówczas oko na sprawę czarnogórskiego mafioso – gdyby rzecz dotyczyła kogoś z kręgu Miloszevicia, immunitet mógłby nie wystarczyć do zwolnienia. Wkrótce pracownik JAT został szefem dyplomacji i mimo międzynarodowych protestów przez kilka lat pełnił tę funkcję.
Od mniej więcej dwóch lat podobne zainteresowanie stosownych służb budzi osoba samego Djukanovicia: wiadomo, że w czasie, gdy na Jugosławię (i wchodzącą w jej skład Czarnogórę) nałożone były sankcje gospodarcze, polityk zbił gigantyczną fortunę. Coraz więcej faktów świadczy o tym, że pieniądze pochodziły z przemytu i to nie tylko papierosów.
Informacje napływające od policji, głównie włoskiej, składają się na dość ponury obraz czarnogórskich elit: większość jej przedstawicieli ma bądź miała związek z mafią.